Strony

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Jaki był ten rok?

No i jesteśmy na Litwie. Podróż w sumie nie była męcząca. No i mamy śnieg, chlapę.. nie lubię chlap. Zaraz się zbieramy i uciekamy na plac, żeby poczekać na 2012. Mam nadzieję, że będzie lepszy, niż ten. Ponoć jaki sylwester taki cały rok, więc może będzie spokojny.Miałam tu odpocząć, przemyśleć. Nie mam na to czasu. Ale mimo wszystko. Dobrze, że tu jestem.No to do 2012.

31.12.2011
Mariampol, Litwa. Plebania przy Vytauto. Ja, Marta, Kamil, Damian no i gospodarz - ks. Sławek. Niespodziewane "cofnięcie w czasie", czyli dwa sylwestry - na Litwie i w Polsce - w Suwałkach. Ten pierwszy, spokojny, w Mariampolu cisza, w Kalwarii spokój, na granicy - fajerwerki. Telefony do bliskich, którzy są w Polsce. Mamy czas, żeby przeżyć sylwester jeszcze raz. Jedziemy do Polski. Znów witamy w 2011. Sylwester z osobami z Ruchu, których się nie zna. Ale wspólnotę czuć - jest dobrze. Powrót. Zajadanie się parówkami z Marta o 3 w nocy i chodzenie po plebani na paluszkach, co by płci męskiej nie obudzić. Fajny był ten sylwester.


31.12.2012
Ostatnie 11 godzin tego dobrego roku. Dobrego, bo przecież przeżyliśmy koniec świata ;)
Podsumujmy :
1. Bezalkoholowa osiemnastka - niesamowite rzeczy - DZIĘKUJĘ.
2. Trzydniowy pobyt w szpitalu i operacja, cóż mądrości musiały zostać usunięte.
3. Oazy, rekolekcje i pielgrzymki oraz udany koncert ewangelizacyjny! ;)
4. Wielkanoc w Austrii - niemieckie Jezus Żyje chwyta za serce.
5. Przyjaźń - rozmowy o wszystkim i o niczym. Dobrze, że jesteście.
6. Kurs prawa jazdy. Taki ze mnie kierowca dobry, że aż trzech egzaminatorów chciało ze mną pojeździć!:)
7. Weekendowy wyjazd na Litwę, nauka kliku słówek i można mówić, że zna się sąsiedni język! :)
8. Spotkania, radości, smutki i łzy.
9. Dekret biskupa udzielającego mi misji kanonicznych!:)

Mogłabym rozpisać wszystko - 366 punktów. Problemy są dwa - ja padnę jeśli wszystko opiszę, a potem wy padniecie, czytając moje wypociny.

Jesteście ze mną, nie ważne czy mieszkamy od siebie 5 metrów, czy 2000 kilometrów. I za to dziękuję. 2012 to dobry rok, ale nikt nie powiedział, że następny będzie gorszy. :)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Christmas time!






 CHRISTMAS TIME!

Byśmy mimo radości z prezentów i spotkania w gronie rodzinnym nie zapomnieli, kto w te święta jest najważniejszy.
zaprośmy Go, bo urodziny bez jubilata są do bani.
spokojnych i wesołych świąt kochani!
Ania.

sobota, 22 grudnia 2012

Święty Mikołaju [...] z włosami jak Dumbledore!

Święty Mikołaju przyjeżdżający z Laponii na saniach ze świtą reniferów, z brodą i wąsami niczym Robin Williams i włosami jak Dumbledore!
   Nie chcę małego opakowania, w którym znajdę kluczyki do mercedesa cl 63 amg, którym jeździ Błaszczykowski. Ani średniego, w którym znajdę świetny Hasselblad H4D-200MS. Nie oczekuje także prezentu mierzącego niecałe 2m, któremu skradłabym całusa pod jemiołą. 
Chciałabym, mój Mikołajku, śpiewająco zdać matury i iść na studia. Oczywiście nie chcę już kłótni z rodziną, no i koniecznie, żebyśmy za rok spotkali się przy stole wigilijnym w tym samym składzie.
Każdemu człowiekowi podaruj chociaż ziarenko pokoju. Zamiast rozdawać wypasione mp4, telefony i samochody, podaruj dzieciom trochę słońca, aby dziecko na każdym kontynencie nie chodziło po ulicach brudne i głodne. To samo z dorosłymi. Rozpal w naszych sercach płomień miłości i podtrzymuj, aby nie zgasł.


piątek, 14 grudnia 2012

Jest zima, to musi być zimno? Kiedyś będziesz narzekać.




czujecie?




mroźno w całym warmińsko-mazurskim, lodowisko zamiast jezdni part2. 
mróz szczypie w policzki, chłód i wysiłek odbierają głos.
a ja zamieniam się w człowieka szczęśliwego - 
już zima.

środa, 28 listopada 2012

Miej głowę na karku - to Ci się przyda.

Szkoła.
Tylko polonista z czwórki potrafi Mistrza i Małgorzatę zamienić w koszmar. Nie znasz członków Massolitu? Więc co robisz w tej szkole? W klasie humanistycznej niedostateczne lecą jedna za drugą. Chcesz jedynkę? Nie ma problemu. Dziękujemy.
Matury.
Czas na oddanie jest do wywiadówki, połowa grudnia. Dwóch matur jesteśmy już pewni. Najgorsze przedmioty, których się obawiałam już zostały sprawdzone i zdane. Mówiąc o maturach z matematyki i historii mogę odetchnąć z ulgą. 
Ludzie.
Wielu znam, z wieloma rozmawiam. Ale z tymi bliższymi jakby tracę kontakt. To już nie jest to samo, co było kiedyś. Wydawałoby się, że było pięknie. Teraz? Nie ma już radości związanej z oczekiwaniami na coś konkretnego. Oddalamy się z naszej "grupy" i nikt nie robi nic, żeby to zmienić.
Jelly Bean.
We cannot guarantee that all 36 flavours will be in every pack, sorry if you missed any! No problem - you are my sweet friends 2day. 
Cukierki o trzydziestu sześciu smakach próbują rozweselić mój humor. Jak na razie sprawiają, że jestem najedzona, po pięciu smakach.
My, wy, oni.
Jest małe zamieszanie w kontaktach. Raz jest cisza, a raz tysiąc wiadomości i tęsknota za tym, co było i jest. 
Czasem przedzierające się promienie słońca i piękny widok na Stare Miasto (a konkretnie Katedrę) poprawiają mi humor związany z tym, co wymaga zbyt wiele, aniżeli mogę z siebie dać.
Ja.
Podobno znów się zmieniłam. Nie wiem jak i nie wiem kiedy. Nie wiem, czy uczucia są szczere, czy spowodowane brakiem miłości. Nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę.


sobota, 24 listopada 2012

Materialna tęsknota, która odebrała radość serca?

Z czym mi się kojarzy Kawkowo? Z długimi, nocnymi rozmowami. Z daszkiem, na którym mogło się leżeć i spoglądać na gwieździste niebo. Z daszkiem, gdzie odbywały się poważne rozmowy, gdzie wszystko się zaczęło.
Już go nie ma. Nie mogę się na nim położyć i poukładać sobie własnych spraw. Zostały tylko długie, nocne rozmowy. Rozmowy o wszystkim i o niczym. Brakuje mi chociaż skrawka mojego daszku.
Czterech chłopców - to moja grupa. Pierwszy raz dostałam w prezencie chłopców. Mądrych rozrabiaków, którzy lubią, kiedy zwraca się na nich uwagę. I nie umiem ocenić, czy daję sobie radę, czy zostaję w tyle.

Matury.
Ponoć zdałam matematykę - ponoć to moje domniemania. Ponoć angielski był dla mnie banałem - ponoć to prawda. Ponoć historia nie jest w moim typie i ponoć to także jest prawdą. Ponoć dzisiaj na rozszerzonym polskim lałam wodę, bo praca o pogodzie. Ponoć za dużo w tym relacjonowaniu słowa "ponoć".

Ponoć miało być dobrze, a znów niczego nie jestem pewna.


wtorek, 20 listopada 2012

Matura to bzdura.

Zanim znów nazwę się humanistką, ugryzę się w język aż do krwi. Tak, trochę o maturze, o której głośno w mediach. Ogólnie, ujmując to jednym słowem, jestem załamana. Jak to możliwe, że człowiek na rozszerzonym polskim nie umie czytać ze zrozumieniem? Z zapałem podeszłam do wypracowania o prostytutkach i poległam na kompozycji. Co ja robię na tym świecie?
Było o maturze, to trochę o filmie.
Miał być strzałem w dziesiątkę. Życiowy film, to i ludzi przyciągnie, zwłaszcza, że w piątek była premiera. I owszem - przyciągnął - mnóstwo starszyzny. Byłam nimi otoczona z każdej strony. Chyba oczekiwałam czegoś więcej, chociaż gra aktorów była idealna.
Trochę o sobie.
Pogubiłam wątki tworzące moje życie. W jednym momencie wszystko pękło. Słowa, które miały radować, ukuły w sam środek serca. Zawalam się i sypię niczym stary, niezadbany budynek.
Przynajmniej gram szczęścia, proszę.


środa, 14 listopada 2012

dla Niej.

Brakuje mi chwil, kiedy możemy pogadać jak przyjaciółki. Tęsknię za szczerymi rozmowami, łzami szczęścia.  Za jej przytulasem i rozpaczą, że jestem już dorosła, że mam maturę i prawko, że ją zaraz opuszczę. Za jej dokuczaniem. 
Przepraszam.

Post dedykowany najwspanialszej osobie na świecie, która go pewnie nie przeczyta. 



sobota, 10 listopada 2012

Mamy rok!

Mija rok od kiedy zaśmiecam internet moimi wpisami. Więc mamy rocznicę.

Starszyzna ma swoje humory i urojenia. Strach przed młodszym pokoleniem i brak odwagi sprawiły, że nasz dzisiejszy dzień zaczął się fatalnie. Burza mózgów w sprawie pierwszej pomocy. Nie jest to miejsce to opis konkretnych wydarzeń. Nie zakończyło się to tragedią, ale dobrze też nie jest.
Na co sobie tym zasłużyliśmy? Bóg jeden wie.


poniedziałek, 5 listopada 2012

November.

Pierwszy listopadowy, olsztyński dzień za mną. Jedyne, co mi się tutaj podoba to jesienny zachód słońca. Promienie świetlne przedzierają się przez blok chłopaków i padają prosto na moje drzwi. Jestem tylko ja i słońce. Chwila oderwania się od rzeczywistości - za chwilę czeka mnie opracowanie piętnastu stron podręcznika od historii. Zajęło mi to cztery godziny. Chwila wytchnienia - za chwilę polski, angielski i matematyka - poprawka z niezapowiedzianej planimetrii.
Wyszłam się przewietrzyć. Pooddychać świeżym powietrzem, porozmyślać. Z radością obserwowałam otaczający mnie świat. Spotkałam dawno niewidzianą, podopieczną bezpańskich kotów. Po raz kolejny zwiedzałam okolicę. Zastanawiałam się, jak to jest, że wszystko jest ulotne. Dlaczego nie mamy dobrego kontaktu z ludźmi, z którymi kiedyś byliśmy blisko? Dlaczego stajemy się na siebie obojętni, choć kilka miesięcy temu uważaliśmy się za dobrych przyjaciół? Dlaczego jedna rzecz przekreśla wszystko? Dlaczego nie potrafię wybaczać? Tysiąc pytań na sekundę, odpowiedzi brak.
Kolejny raz staję na wysokości zadania i uczę się pokory i ograniczenia plotkowania. Z pozoru wydaje się to być łatwą sprawą, ale gdy  się do tego solidnie przyłożyć to już nie jest tak szybko. Czas i cierpliwość.

never know!

piątek, 2 listopada 2012

Driver Annos.

Zaczynam listopadowe życie. Kolory jesieni są naprawdę piękne i nawet pogoda niczego sobie.
Dziś utwierdzam się w przekonaniu, że nie warto troszczyć się o jutro i nie ma sensu planować dni - będzie to, co musi być i nie ma co się martwić, przejmować.
Od kilku dni współgram z trzecią porą roku. Mój jasny blond w mgnieniu oka zamienił się z intensywną miedź (żeby mężczyźni mieli pewność - tak, to rudy). Ciężko jest się przyzwyczaić, ale daję radę.
Gorzej, bo zaczynam znów chorować, tym razem objawy anginy. Męczy, boli i krzyżuje wszystko. Aktualnie powinnam znajdować się w małym busiku pędzącym do Olsztyna. Powinnam być ubrana w małą czarną a moje włosy nie powinny mieć artystycznego nieładu. Zamiast iść na cmentarz miałam bawić się na osiemnastce. Miałam imprezować i zapomnieć o normalnym świecie. Miałam dać prezent. Co z tego zostało? Prezent.
Od dziś jestem pełnoprawnym kierowcą - odebrałam wreszcie długo oczekiwane prawko (długo, niedługo, ale człowiek niecierpliwy). Mam ochotę wsiąść w samochód i pojechać nawet na nasze kwadratowe rondo, na cmentarz, czy do babci. Ale samochód stoi u mechanika, idealnie. Może to jakiś znak, po co się tak spieszyć? Zdążę się jeszcze najeździć.
Co mnie jeszcze męczy? Jestem głodna. Głodna Twojej miłości.

DZIŚ!


środa, 31 października 2012

Fabian.

 Czas mi upływa, jakby z procy strzelił. Przed chwilą rozpoczęłam ostatni rok jako licealistka. Dwa miesiące minęły jak jeden tydzień w dawnej klasie. Dziś w domu jesteśmy wszyscy – cała szóstka. I Ci, co mnie znają, stwierdzą, że mam problem z liczeniem, bo przecież jest nas piątka. Ale ja się uprę, szóstka.
Zamykam oczy. Nie jestem śpiąca – powracam do lat dzieciństwa, do miejsca, w którym wcześniej mieszkaliśmy. Jestem szczęśliwa, że dzieciaki z mojego rocznika bawiły się na dworze, a nie przed komputerem. Pamiętam, czasem jak przez mgłę zabawy w zbijaka, tysiąca, palanta, podchody. Pamiętam, jak miałam do szkoły na dwunastą. Wtedy gromadziliśmy się u kogoś w domu (a to u mnie, a to u kogoś innego), graliśmy w gumę, albo bawiliśmy się w szkołę – i to nie z byle jakim dziennikiem zeszytowym – rodzice dbali o swoją córeczkę-nauczycielkę i dawali jej autentyczny dziennik  (co prawda, nie szkolny, ale bardzo zbliżony do takiego).
Moje przygody z komputerem zaczęły się w wieku szkolnym. Czasem grałam z simsy, pewnie jak każdy. Ale najwięcej czasu przed komputerem spędzałam z moim bratem – oglądając bajki, albo grając w Hugo. Fabian był wielbicielem bajek. Potrafił dłuższy czas patrzeć w ekran i obserwować ulubione postacie i śmiać się z rzeczy, jak dla mnie mało śmiesznych.
Fabian –kiedy byłam mała, to podobno chciał nosić mnie na rękach.  To on okazywał swą miłość poprzez małe uderzenie. Ania, nie płacz. (w tym momencie głaskał mnie zazwyczaj po głowie, ale zdarzało się też, że po ramieniu. Kiedy mu się znudziło i widział, że nie płaczę był lekki klaps. Klaps miłości. (nie ma tutaj ironii)
Hajanek – bo tak na niego niektórzy wołali, lubił pokazywać naszemu Bonifacemu. że jego miejsce nie jest tam, gdzie lubią siedzieć ludzie. Nasz kot nie mógł spać na taboretach w kuchni. Gdy mój kochany braciszek zauważał, że właśnie tam Bonik się położył, podchodził i bez wahania zwalał go na podłogę.
Babcia zawsze się śmiała, że Fabu jest pedantem. Podnosił każdy okruszek z ziemi. Nie rozumiał, że to niepotrzebne. I tak przez dwadzieścia parę lat.
Teraz mnie już nikt nie bije. Teraz z nikim nie oglądam bajek i nie gram w Hugo. Z nikim nie śpiewam „Czerwone Korale”, a tata nie zna już tych szczerych emocji, gdy Adam Małysz skacze. (a raczej skakał) W domu nikt nie staje na baczność i nie śpiewa hymnu Polski, kiedy usłyszy go w telewizji. Na każdej kolędzie już nikt nie woła do księdza „wujku”. Nie ma na co wystawiać szóstego talerza, kiedy wszyscy jesteśmy w domu.
Czasem ogarnia mnie złość, że nie potrafię być dobrą siostrą. Czasem lubię usiąść w kącie z jego rzeczą i sobie popłakać. Czasem mówię do niego, a on mi nie odpowiada. Czasem ogarnia mnie chęć wydobycia kaset z naszymi nagraniami – ale nie mam videa na kasety. Czasem po prostu zapominam.
Czas leczy rany? Czy tylko przyzwyczaja do bólu? Odpowiedz.


niedziela, 28 października 2012

Footstep.

Powolnym krokiem poloneza wbijam się w listopad. Cieszę się, że dziesiąty miesiąc dobiega końca - chyba nie należy on do moich ulubionych. Minęło dwadzieścia osiem dni, a problemów co niemiara. Każda kwestia ma tutaj znaczenie. Ale trwam, bo cóż mi z nietrwania?
Zaczynam zmagać się ze studniówkowym tańcem. Nie jestem tancerką. Nie mam tego w genach, ale mam nadzieję, że polonez nie będzie sprawiał kłopotów i razem z moim partnerem dość szybko go ogarniemy. 
W szkole, jak to w szkole. Raz z górki, raz pod górkę. Za trzy tygodnie czekają mnie próbne matury - poza historią i matmą niczego się nie obawiam. Chyba czas wziąć się porządnie za naukę, chociaż na razie nie jest źle. 
Nadal szukam mojej piaszczystej ziemi - przez Ciebie mój grunt nadal jest bagnisty. Ale tym razem Ty także w owym bagnie siedzisz - no cóż, chyba potrzebowałam odrobiny towarzystwa.
Wkraczamy w jedenastkę. Moja jedna noga już w niej siedzi i oczekuje na długi weekend. Druga noga topi się w różańcowym miesiącu. Październik nie lubi zawodzić - październik pozwoli nam się dziś wyspać. Miło kiedy doba przekracza liczbę dwudziestu czterech godzin. Jeszcze milej, kiedy wyjrzysz przez okno i zobaczysz, że wszystko co Cię otacza pokryte jest cienką warstwą śniegu. Gdzie Ci się tak spieszy?


piątek, 26 października 2012

Bij i poniżaj, to najlepsze rozwiązanie!

Kiedy stajemy się dorośli? Kiedy mamy osiemnaście lat, czy wtedy kiedy zaczynamy racjonalnie myśleć? Nie będę prowadzić ankiet, bo wygrają osiemnastki. Więc jak to jest?
Dworzec autobusowy - miejsce, gdzie kręci się wielu ludzi czekających na transport do domu. Wydawać by się mogło bezpieczne (mało bezpieczne, ale nie niebezpieczne), ale to tylko pozory. To tutaj możesz dostać z liścia, to tutaj przypadkowy mężczyzna może zadać ci ból kopiąc z całej siły z brzuch, plecy, a jak będziesz się stawiał to jeszcze z buta dostaniesz w twarz, a jego kobieta podejdzie do twojej i znów będzie kłopot. Wszystkich ogarnia strach - nikt nie podejdzie, żeby przerwać. No, prawie nikt - podchodzi starsza pani. Kobieta odchodzi, a facet znowu jest bity. Ktoś się odważył i zadzwonił na policję. Na słowo policja, kobieta bitego mężczyzny wbiega do miejskiego autobusu, a za nią, z wyzwiskami kobieta siłacza. Co z nimi się stało? Nikt nie wie. Autobus pojechał, a mężczyzna uciekł. Oboje uciekli. A policja? Przyjechała, po piętnastu minutach. Przyjechała, to za dużo powiedziane. Przejechała - to jest idealne słowo. Przejechała i ślad zaginął.
Nawet jeśli poturbowany był czemuś winny, to czy tak dorośli rozwiązują swoje sprawy? Bicie i poniżanie to chyba nie jest dobre wyjście. Świat dorosłych jest dla mnie niezrozumiały.


sobota, 20 października 2012

Metafora. Nie biorę odpowiedzialności za interpretację.

Jest rok dwa tysiące jedenasty. Dworzec kolejowy. Peron trzeci, pociąg relacji x-y podjeżdża punktualnie. Stoję przed dwoma wagonami, połączonymi silną więzią. Pierwszy jest dla ludzi szczęśliwych, drugi dla pozornie szczęśliwych lub szczęśliwych ale mniej. Który mam wybrać? Konduktor wskazuje, że to ostatnia chwila - pociąg zaraz rusza. Z nutą przerażenia wybieram drugi. Cofnij, wysiądź, to nie ten! Gwizdek- odjazd. Za późno.
Jest rok dwa tysiące dwunasty. Dworzec kolejowy. Peron trzeci, pociąg relacji x-y nie przyjeżdża na czas. Spóźnia się kilka tysięcy godzin - rekord Guinessa w historii PKP. Ku mojemu zdziwieniu pojawia się wagon numer trzy z napisem : przywiązanie. Wybór jest cięższy. Nie jest łatwo. Nie mam bagażu podręcznego, więc może uda mi się zmienić wagon, gdy stwierdzę, że weszłam nie do tego. Konduktor zarządza przerwę. Tory kolejowe jakimś cudem się poplątały. Mój pociąg nie ma gdzie pojechać.
Minął miesiąc. Pociąg jak stał, tak stał. Siedzę na peronie i przyglądam się trzem wagonom, zastanawiając się, w którym jest dla mnie miejsce. Spóźniony pociąg nie przyjedzie na czas - to o kilka tysięcy godzin za późno.


Ola.

Nadchodzi czasem w życiu taki moment, że chciałoby się zaśpiewać za Danutą Rinn "Gdzie Ci mężczyźni, prawdziwy tacy?". Pytanie dopadło i mnie. Na razie nie mam pojęcia, jak na nie odpowiedzieć - dzisiejszy czas pochłonęła mi schola oraz moja wspaniała Ola.
Ola - wiele o niej na blogu było. Ola to oczko w mojej głowie. Kochana, choć przepełniona niesamowitą energią, która w mig męczy człowieka. Jej korzenie sięgają po krańce kraju makaroniarzy. Nie mam jej na co dzień. Jest taką małą podróżniczką - dzisiaj na gorącej, czterdziestostopniowej wyspie, a jutro w kraju bijącym serce świata, jak mawia Davies. Teraz przyjechała na dłużej. Jestem z nią raz w tygodniu. Wychodzę od niej zmęczona, ale zadowolona. Jej dom to mój salon piękności. Za jednego buziaka na moich ustach pojawi się lipstick, a moje paznokcie zostaną pomalowane, po czym przejdą męczarnię - tragiczne usiłowanie zmycia się. To Ola, którą trzeba nosić na rękach, którą trzeba brać na barki. Ola, z którą trzeba bawić się w szkołę i fikołki. Ola, która gryzie, z którą trzeba rozmawiać z języku angielskim i włoskim, bo potrafi mieszać cztery języki i nie zrozumiesz, choćbyś chciał, o co jej chodzi. Ola, która przywiązuje się do mnie i nie chce wyjść, tylko spać tutaj, bo przecież ona "nie lubi spać w swoim domku". Wreszcie to Ola, która dzisiaj zaczęła się ze mną modlić, składając ręce i powtarzając słowa modlitwy "Aniele Boży". Wytrwała do "strzeż" i zakończyła swoją rozmowę. Taka jest Ola - mój kochany pieszczoch, bez którego życie stałoby się nudne.





środa, 17 października 2012

DAMN IT.

Wieczorne rozmowy o facetach zakończyły się na pogotowiu. Brzuch dalej pokazuje, że nie ma zamiaru mnie polubić. No cóż, czasem jesteśmy skazani na to, że i z wrogiem musimy żyć w jedności. Jednak ten nie zna granic. Jego ostre kucie nie pozwalało mi na utrzymanie siedzącej, ani stojącej postawy. Krople żołądkowe tylko pogorszyły sprawę. Moje nogi musiały przejść ciężką wędrówkę i znaleźć się na pogotowiu  ratunkowym. Ktoś kiedyś powiedział, że leki mają leczyć, a nie smakować. I cóż, dziś się w tym utwierdzam. Roztwór wody smakujący jak woda z Morza Adriatyckiego,  roztwór numer dwa o zapachu drożdży do pieczenia, którego nie lubię i ostatnia rzecz jaką posiadam, która jest najlepszą, bezsmakową rzeczą to moja tabletka. Przełamuję się, zatykam nos (chociaż to nic nie daje) i duszkiem próbuję wypić. Próbuję, bo duszkiem się nie da. Brzuch się doigrał.


poniedziałek, 15 października 2012

ZDAŁAAAAAM!

piętnasty października dwa tysiące dwunastego roku - idealny dzień na zdawanie egzaminu na prawo jazdy.
zaczął się pechowo - autobus nie przyjechał, więc wchodzę do pierwszego lepszego, podjeżdżam najbliżej gdzie się da. pół kilometra w 15 minut? nie w moim tempie - zazwyczaj się wlokę. na zmianę biegnę i drepczę. nie zdążyłam - zaczyna się pechowo. jestem na placyku, po dwudziestu minutach egzaminator mnie wywołuje. po 50 minutach mogę wysiąść z samochodu ze szczerym uśmiechem. jestem pełnoprawnym kierowcą. no prawie - jeszcze tylko muszę odebrać prawo jazdy.


sobota, 13 października 2012

Wiara czyni cuda, czyż nie?

ciężkie próby, zdarte od krzyku gardło i wkurzona ja. beznadziejny sprzęt i anielskie głosy. gra aktorska i różne zmagania. dwadzieścia jeden godzin minęło. emocje opadają, nogi pragną odpoczynku, a gardło ukojenia. Błogosławione zmęczenie, czego chcieć więcej?





piątek, 12 października 2012

Przygotowania do...

za dziewięć godzin pobudka, za jedenaście aktorskie wyzwanie. za piętnaście godzin moja przepona zamieni się w sprężynkę. za dwadzieścia jeden godzin zostaną tylko emocje  - będzie po wszystkim.

mój brzuch nadal wie, co mnie najbardziej wkurza. chyba weszłam z nim w jakiś poważny konflikt - jest strasznie upierdliwy i trzyma się swego od miesiąca. gardło? o tej godzinie daje do zrozumienia, że ma ochotę na chwileczkę zapomnienia - czas na sen. głowa? współpracuje z resztą mojego ciała, dając mi znak, że pora odstawić problemy i skupić się na odpoczynku. fruwający anioł szepcze do ucha : pora spać.
jestem posłuszną dziewczynką - odkładam cicho komputer, gaszę nocną lampkę, zamykam oczy i próbuję zasnąć.


środa, 10 października 2012

Bobasy, z których wyrosną świnie? FACECI


Ktoś kiedyś powiedział, że trudno jest zrozumieć kobiety. Facet, w odróżnieniu od pań, jest "prosty". Cóż za piękne kłamstwo, prawda dziewczęta?  Nie umiem zrozumieć tej męskości. Chciałabym, ale kiedy już wydaję mi się, że wiem wszystko to nagle okazuje się, że nie wiem nic. Myślałam, że faceci stawiają sprawę szybko i łatwo, że są konkretni, a nagle, każda płeć przeciwna, z którą mam do czynienia stawia mnie w niepięknej niepewności. I siedzę na internackim parapecie, wpatrzona w otaczający mnie świat, i rozmyślam nad istotą tej niepewności. Nie chcę i nie lubię być stawiana w sytuacji, kiedy nic nie jest dla mnie jasne. Kiedy mężczyzna ma gorszy humor niż ja (nie wierzyłam, że to możliwe) i co chwila zmienia zdanie i nastawienie.





poniedziałek, 8 października 2012

Taksówkarz.

Chcesz, żeby ludzie byli dla Ciebie mili? Bądź miły!

Ja i bycie miłym to dwie różne rzeczy, mało ze sobą powiązane. Jestem niecierpliwa, wybuchowa, krzykliwa.  Te cechy chyba nie zawierają w sobie owej uprzejmości.
Jednak dużym szacunkiem darzę ludzi starszych. (rodzice tutaj zapewne by się wtrącili i zaprzeczyli, ale...).
Nigdy nie przywiązywałam do tego takiej wagi. Ustąpić miejsca w autobusie, czy nie? Po co? Przecież fajnie mieć wygodę, niech sobie stare nogi postoją, moje zdążą się namęczyć. Błędne myślenie, co?

Mój dzisiejszy dzień zaczął się punkt 5:00. Cel? Olsztyn. 7:15 byłam pod tak zwanym tortexem. Zmierzam powolnym krokiem do miejsca zamieszkania. Walizka przewraca mi się co chwilę. To ta sama, która ostatnio, po dość morderczej wędrówce, padła "trupem" na ziemię i ani rusz, ani pchaj. Nawet stary taksówkarz nie dał rady przywrócić jej życia. Ale od czego jest tata? Dzielny, silny, zmęczony wziął sprawy w swoje ręce. Wracając do dziś. Mijam Uranię, a kątem oka spoglądam na stojącą obok taksówkę. Ku mojemu zdziwieniu wychyla się z niej jakiś pan, początkowo przeze mnie niepoznany.
- Walizka już naprawiona? - zapytał mnie, darząc szczerym, ogromniastym uśmiechem.
- Tak, tak, naprawiona, dziękuję! - odwzajemniony uśmiech.
Kurczę, niby nic. Ale wspaniałe, jak ludzie potrafią dzielić się z obcymi, nawet uśmiechem.

Swoją drogą, lubię taksówkarzy. I albo ludzie przesadzają, narzekając na nich, albo po prostu ja mam farta i zawsze trafiam na sympatycznych staruszków.
Moje pierwsze jazdy olsztyńską taksówką? Cofnę się o rok. Noga w gipsie i brak umiejętności chodzenia o kulach. Radzić sobie trzeba, a czym? Taksówką. Opowiadania taksówkarzy o tym, co oni mieli złamane zawsze poprawiało mi humor - nie wiedząc czemu, bo przecież jak może śmieszyć złamana kończyna?
Taksówkarze mają poczucie humoru. Oj, chyba zawszę się o tym przekonuję.
- Przepraszam, czy pan jest wolny, czy na kogoś czeka? - prawie zawsze zaczynam tak rozmowę.
- Niestety, jestem żonaty, a dlaczego pani pyta? - i kolejny do kolekcji uśmiech człowieczy do Ani.
Jedyną ich wadą jest to, że są strasznie ciekawscy.
- A gdzie pani jedzie? Do mamusi?
- Można tak powiedzieć.
- Aaah, do misia?
- Nie no, to już bardziej do mamusi.

I nie potrzeba nam radia. Czas umila śmiech taksówkarza. I niech ktoś mi powie, że oni smęcą i nie umieją rozmawiać z pasażerem...




czwartek, 4 października 2012

(anty)reklama budowlanki w kliku zdaniach.

Czteroosobowy pokój, wspólna łazienka z grzybem i nachlani faceci na piętrze. Jeśli chcesz się umyć rano - nie masz szans. Woda cię przechytrzy i ukarze, czasem będzie marudzić i będzie lała tam gdzie chce i z temperaturą jaką sama chce. Jedzenie? Nakładane oblizanymi palcami na pewno smakuje lepiej, niż te z ochronną rękawiczką. Najlepiej podawane na zimno - ideał. Nie najesz się tu, ale i sam nie zrobisz dobrego jedzenia.
Ogólnie, klasa maturalna jest do bani. Zaczynasz jedną lekturę i masz tydzień na następną, kilkaset stron to przecież jeszcze nic wielkiego. 16 stron grammar w jeden dzień? Owszem, bo przecież nie liczą się inne przedmioty. Więc siedzisz, uczysz się, robisz to, o co proszą. Nie masz czasu na zdrowe odżywianie. I oto są efekty. Od dłuższego czasu bóle brzucha, tu krew, tam krew. Don't give up Ania! Zdycham, dosłownie. Dzień w dzień boli mnie głowa. Noc w noc nie mogę zasnąć, a gdy to zrobię, budzę się w nocy i znów nie mogę zasnąć. Przez to zasypiam, nie jem śniadań, biegnę kilometr do szkoły, zahaczając o sklep z ziołowymi bułkami. Biorę gryza i pędzę. Uf. Zdążyłam. To taka moja mała rzeczywistość. Takie podsumowanie poranne od poniedziałku do piątku. Cudownie.



ćwiczę asertywność.


środa, 26 września 2012

IV LO czyli bezsens w sensie.

Twoje oczy lubią mnie i to mnie gubi.

chłód, kawa, ból, chłopi, wesele, ludzie bezdomni, matematyka, rosyjski.
kocham czwórkę, polonistę, lektury, reymonta, którego słownictwa pojąć nie umiem, ciągłą zmianę pogody i dyżury w bursie.
dwa dni i znajdę się w moim ciepełkim łóżeczku otoczonym jagodową ścianą z widokiem na paryż, dwa dni.

Narzekając z Emilią na szkołę, stworzyłyśmy przypadkiem bezsensowną piosenkę, (czyli bezsens w sensie.)


Czwarte liceum ogólnokształcące 
Wszystko możesz tu znaleźć
Czwarte liceum ogólnokształcące
Granatowy sen, sen, sen

Jeśli się uczyć to tylko tu w czwórce.
Ona wykształci cię.
Pan cię nauczy jak mówić poprawnie
Jak czytać książki - nie każdy wie

Kocham nauczycielkę angielskiego
Co cudownie uczy, a do tego
Z radością uczę się matematyki
Ze szczęścia mam nerwowe tiki.


Gegra-matma to zła myśl
Wszystko tam się gmatwa.
Na humana przyjdź już dziś!
Oto sprawa łatwa


Humjęz to jest niezła moc!
Lepszy niż bio chem, polski wos!
Mat fiz nigdy nie dorówna mu!
Klasa C to istny cud.


Przedsiębiorczość to podstawa
A na wfie świetna zabawa
Histę kocham, WOS szanuję
Na religii dobrze się czuję!

Bo to jest właśnie czwarte LO!
Fantastyczne, cudowne, hej ho!
Wybierasz szkołę? Idź do czwórki!
Z nią świat jest zawsze piękniutki!

i napisane przez Artura, który nie wie, że to się tutaj znalazło:

nie znaj rymów, interpunkcji
nie znaj też liniowych funkcji. 
matma to podstawa bycia
bez niej nie masz dzisiaj życia.
z matmą idzie też biologia
a z humanem? socjologia!



poniedziałek, 24 września 2012

Bagno.

nie lubię tego stanu, kiedy nie wiem na czym stoję. od kilku dni mój grunt, moja piaszczysta ziemia zamieniła się w bagno. i nie wiem, doprawdy nie wiem, co mam robić, żeby było dobrze. i muszę uporać się sama, bo po co obarczać moim problemem innych, Bogu ducha winnych istot?


wtorek, 18 września 2012

Nasz pierwszy, wspólny Eurotrip...

Eurotrip, czyli łysa zupa bez mięsa
Podróż konkretna to godzina siedemnasta. Wesołe, muzyczne autko ruszyło na wschód. Cel to Litwa. Droga była cudowna ze względu na towarzystwo (chociaż asfalt też niczego sobie). Wyjazd zwariowany, bo nienormalnie było udawać kanapkę (podczas posiłku) i śpiewać na melodię Happysadu "Zjedz mnie dobrze, dobrze mnie zjedz". Sobota to głównie Kowno. Windą na dach Kościoła Zmartwychwstania Pana Jezusa- dla takich widoków, warto. Suprantu, gierej, iki, aciu i tejp (oczywiście to fonetycznie zapisane :D) i można udawać, że zna się litewski. 




czwartek, 13 września 2012

Szczęście mierzone w centymetrach.

sto sześćdziesiąt cztery centymetry szczęścia.

wszystko nabiera magicznego, niespotykanego tempa. kto by przypuszczał, że za dwadzieścia cztery godziny znajdę się w innym, chyba trochę cieplejszym kraju niż Polska?
jest dobrze, bezbłędnie. tylko nadal nie wiem, w które pudło dopasowane jest do Ciebie?


wtorek, 11 września 2012

Such a good day!

nieumiarkowane szczęście.
bardzo, ale to bardzo pozytywny dzień - bez sprzeczki, bez bólów, bez przykrości. facebook'owe rozmowy i bezgraniczna radość. dziś to mnie podbudowuje. 


niedziela, 9 września 2012

Childhood.


każdy ma w sobie coś z dziecka, czy to osiemnastolatek, czy pięćdziesięciolatek, a nawet stulatek. w końcu, jakby nie patrzeć, wszyscy jesteśmy dziećmi i w gruncie rzeczy, fajna to sprawa. tutaj dziwnie wygląda "maturzystka" na placu zabaw, ale to było coś, czego mi brakowało. poczułam niesamowite uczucie wolności. i znowu zatęskniłam za czymś, co miało kolosalne znaczenie.


     



piątek, 7 września 2012

Od czego zacząć?

Wszystko jest tutaj zupełnie inne. inny skład klasy, inny numer pokoju, inna szatnia, inna droga. Droga, którą pokonuję sama nie jest już taka sama. nie mijam wspomnianych już kotów. "nowe" spokojne, "stare" pustoszeją. Na razie nie żyję zasadą "byle do piątku". Wszystko układam sobie od nowa, każda rzecz na innym miejscu.



czwartek, 6 września 2012

Come, save.

Wpadł do pokoju niczym wystrzelony pocisk. Wykolczykowany, dwudziestokikuletni blondyn zmienił moje życie o 180*. Idąc sama po stolicy Warmii, nie umiem słuchać muzyki i cieszyć się z podopiecznych kotków pani X. Ogarnia mnie niepokój i strach, z którym od dwóch dni nie umiem wygrać. Wieczorami zamykam się sama w sobie i rozmyślam, czym sobie na to zasłużyłam. Tu już nie będzie dla mnie bezpiecznie.


sobota, 1 września 2012

Change sth.

taką mnie stworzyłeś i taką mnie masz. z moimi humorami, fochami, zmiennymi decyzjami i emocjami, miłosnymi rozterkami i rozdarciami. nie umiem wyrazić tego, co jest teraz, bo może nie ma nic? bo wydawało się, że jest twardą skałą, a pękło niczym bańka mydlana. i bądź tu człowieku mądry, kiedy w jednej chwili wszystko przewraca się o sto osiemdziesiąt stopni.


ostatnia spokojna noc w ciepłym łóżku, z termoforem na brzuszku i przekąską. od jutra włączam od nowa swój system : byle do piątku. Amen



środa, 29 sierpnia 2012

Zmierzył mnie wzrokiem i burknął "cześć".

Chyba wolałabym, żeby nie mówił nic, aniżeli takim tonem. a wydawałoby się, że to słowo zawsze brzmi radośnie. Próbuję trzymać się swoich postanowień, ale czasem mam wrażenie, że inaczej się nie da. może sobie zasłużyłam na to, moimi wcześniejszymi uczynkami. P.B co chcesz mi tym pokazać? Czemu nie pozwolisz im zrozumieć, że nie to nie, a tak to tak? Nie chcę takich osób w moim życiu. ale czy to nie ja mówię innym, że nie zawsze musimy robić to na co mamy ochotę? Mówię jedno, robię drugie, ale już nie mam sił.
Nie będę odwalała za wszystkich całej roboty, bo nie mam na to ani czasu, ani siły. Trochę wyrozumiałości, proszę....


wtorek, 28 sierpnia 2012

Moje szkraby.

chyba właśnie dostałam jakiś dar zajmowania się dziećmi, co jest dosyć dziwne - dzieciaki raczej na mój widok uciekały i płakały, a teraz? kilkumiesięczny Fabio dzielnie pokonuje pierwsze kroki trzymając się moich palców. Tośka radośnie krzyczy : ciocia Ania, a Alexandra jest moim osobistym fryzjerem, panią kosmetyczką i wszystko idące w tym kierunku, to ona widząc mnie na ulicy biegnie z piskiem: Ania i skacze na mnie i przytula. chyba przeszłam jakąś zmianę, że dzieci kleją się do mnie, niczym guma pod szkolną ławkę. ale właśnie to czyni mnie szczęśliwą. :)


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Dać innym coś, czego nie mają.

ciężko w dzisiejszych czasach wyrzec się czegoś dla dobra innej osoby. żyjemy w tak egoistycznym świecie, gdzie "ja" i moje problemy są najważniejsze. nie będę się ukrywać i kłamać, uciekać albo mówić, że jestem w porządku, bo nie jestem - tak, przyznaję, jestem egoistką. ale czas to zmienić. nowa ja.
jestem Ania i chcę dać innym to, czego nie mają.


środa, 22 sierpnia 2012

New start!

zaczynam nowe życie, daruję wszystkie długi, chcę pokochać to, czego nie da się polubić.

ile razy już słyszałam, że zaczynam nowe życie? setki.
ale zawsze można próbować pokochać to, czego nie chce się polubić. to ciężkie wyzwanie, ale do odważnych świat należy.

 malowanie włosów, filmy + tresura kota = jak dobrze mieć siostrę choć na chwilę obok <3





poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Something good.

u mnie? cudownie, nie pamiętam kiedy ostatnio się tak czułam! moje wnętrze jest przepełnione radością, miłością i wszystkim co jest dobre. 
film u Marty zakończył się zdaniem : " Ania, jak będziesz się kąpać, to tym pomarańczowym". - tak, to zdanie jej młodszej siostry, wymarzyła sobie, że zostanę na noc, więc zostałam.


wtorek, 14 sierpnia 2012

This time for Africa!

  • 
    2:00 pobudka,
  • 3:00 x.SB podjeżdża na Służew i zabiera mnie na lotnisko.
  • 3:40 msza na lotnisku w kaplicy
  • 4:00 odprawa A,B,I,K 
  • 5:00 uściski i błogosławieństwo na podróż
  • 23:30 szczęśliwe lądowanie ;)

Czas w Warszawie mija dosyć szybko, dzisiaj wyjątkowo przyjemnie. Zakupy, zakupy, zakupy! Jestem w lekkim szoku, że można zrobić takie zakupy, za tak niewiele. Beztroski, warszawski czas powoli dobiega końca, ale ten czas otworzył mi oczy na wiele spraw.

Amen


sobota, 11 sierpnia 2012

One day in Warsaw.

Przyjazd do Warszawy z warmińsko-mazurskiego to jakieś 5 godzin (autobusem). Jakoś nie odczuło się tej katorgi i z radością dojechaliśmy do Wawy na 20.15. Metro Marymont, na Służew potem w autobus i jesteśmy w domu. Wieczór upłynął spokojnie - okolica jest w miarę cicha, jakieś 4 km od lotniska, więc to, co mogło przeszkadzać to strartujące/lądujące samoloty.Wstałyśmy po 10. Dobrze, że pod blokiem jest bazar i można kupić ciepłe bułeczki i "coś". Spokojnie śniadanie, przygotowanie, autobus, metro i tramwaj i jesteśmy! A gdzie? Manufaktura cukierków. O 13 zaczął się tam pokaz wyrobów cukierków i lizaków - dzisiejszy specjał (jak zapewniał nas szef kuchni - o ile tak można go nazwać) to smak gruszkowo-goździkowy. Trwał on może z 20 minut i zakończył sie słodkim akcentem - dostałyśmy po lizaku. Chyba pierwszy raz w życiu jadłam tak długo lizaka - i to jeszcze ciepłego.Wracając zaszłyśmy do "Bar ha long" i kupiłyśmy chińszczyznę na wynos.
teraz chwila odpoczynku i jedziemy na starówkę - różne pokazy.
tylko, żeby pogoda dopisała, bo jest kiepsko....



jestem zmęczona Twoją twarzą.


czwartek, 9 sierpnia 2012

Warszawa

it's time for Warsaw


chcę po prostu krzyczeć i stracić kontrolę, podnieść ręce do góry i zacząć nimi machać. chcę po prostu upaść i stracić siebie śmiać się mimo, że boli. pozwolić sobie zapomnieć o wszystkim i uciec.


and I wanna believe you, when you tell me that it'll be ok

środa, 8 sierpnia 2012

Pomoc.

kiedy byłam mała patrzyłam bezradnie na M, która opiekowała się F. owa opieka wymagała dużego poświęcenia a ja byłam za mała, aby pomóc. mój sukurs (o ile tak to można nazwać) polegał na nieprzeszkadzaniu M w tymże obowiązku. bywały dni, kiedy żałowałam, że nic nie mogę zrobić.
kiedyś powiedziałam rodzicom (a może tylko siostrze? w każdym bądź razie rodzinie), że chciałabym pomagać chorym dzieciom. z czasem stałam się "dorosła" (wiek gimnazjalny) i szybko o tym zapomniałam. zapomniałam o planach, które towarzyszyły mi przez całe dzieciństwo - o pomocy chorym, o byciu lekarzem, o ratowaniu. żyłam we własnym, egoistycznym świecie. teraz, kiedy za miesiąc będę "tegoroczną maturzystką" znów wracają do mnie moje marzenia z dzieciństwa. lekarzem nie zostanę - jestem humanistką (prawie), ale pomagać ludziom zawsze można. i dziś tego się trzymam - pomoc - słowo od kilku dni towarzyszące mi nieustannie. aktualnie "przyszła" maturzystka szuka wolontariatu, w który mogłaby się zaangażować i nieść pomoc innym ludziom(w szczególności dzieciom), może coś z tego wyjdzie?


wtorek, 7 sierpnia 2012

Kaznodzieja z karabinem.

zawsze byłam na zła na sposób, w jaki oddziaływały na mnie filmy.
starałam się żyć w świecie głównych bohaterów, zapominając o rzeczywistości.
myślałam, że z tego wyrosłam (w końcu w świetle prawa, jestem już dorosła), ale chyba jednak się myliłam.

mój przystojny aktor i czekoladki :*
pamiętam, jak była msza w intencji A, która leci do Z na misje. pamiętam fascynację M Afryką, która trwa do dziś. i wreszcie pamiętam jak mama proponowała mi Afrykę na wakacje.

a teraz siedzę w cichym, jagodowym pokoju i myślę o dwóch godzinach przeznaczonych na Kaznodzieję z karabinem. nie umiem przelać emocji, które mi towarzyszą.

" to tylko film ". 
" nie, tak dzieje się tam naprawdę, a te dzieci na to nie zasłużyły."


czwartek, 2 sierpnia 2012

Do trzech razy sztuka....?

ostatnio podjęta decyzja o walkę?
prysnęła niczym mydlana bańka.
ile jeszcze razy stanę tam zestresowana?
ile jeszcze razy będę musiała patrzeć na ich twarze?
nie mam na to najmniejszej ochoty.
moje wyobrażenia bardzo, ale to bardzo mijają się z rzeczywistością.


do trzech razy sztuka, mówisz?


środa, 1 sierpnia 2012

Goodnight.

milion gdybań, bilion myśli spaceruje po mojej głowie.
tysiąc pytań na minutę, na które ciężko odpowiedzieć.

dziękując za wtorek w miłym towarzystwie, odkładam cicho komputer, na paluszkach kładę się do ciepłego łóżeczka i zasypiam śniąc o najpiękniejszych rzeczach.

dobranoc.


Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka