Strony

środa, 2 września 2015

Pechowiec.

Dziś mam taki dzień, że najchętniej zawinęłabym się w kłębek czegokolwiek i nie wychodziła z moich czterech ścian. Nie lubię, kiedy jednego dnia jest duchota, a drugiego musisz przyodziać przeciwdeszczowy płaszczyk. Zauważyłam, że im starsza jestem, tym częściej mój organizm dobitnie daje mi do zrozumienia, że te zmiany nie są dla mnie. I doświadczam, chodzę ledwo żywa i nie mam ochoty na cokolwiek.
Moje podopieczne działały mi dziś na nerwy i naprawdę bym z chęcią wydusiła to z siebie, ale obowiązuje mnie jakaś tajemnica. Jedyne, co jest jawne, to to, że prawie skręcono mi nadgarstek. I to, że ze strachu uciekłam na inne piętro. I że sześć godzin trwało jak dziesięć.
Najchętniej ucięłabym sobie drzemkę, ale mój nowy pupil jest tak nieznośny, że skacze po mnie i gryzie przy każdej nadarzającej się okazji. Wisienką na torcie (cholera, znowu użyłam tego wyrażenia) jest fakt, że podczas pisania tekstu padł mi prąd, wysiadły korki, a moja nowa ładowarka przestała działać. A ja oczywiście nie złożę reklamacji, bo rachunek podziałam sama nie wiem gdzie. Wiem, że go nie wyrzucałam, ale za cholerę nie wiem, w którym miejscu znajduje się jego aktualne lokum. Cała ja, nie uczę się na błędach! (czyt. bo to już nie pierwszy raz - kiedyś na lotnisku miałam kłopoty, bo papierek od bagażu zostawiłam na warszawskim lotnisku, a w ukochanej Italii ktoś zakosił mi bagaż).
Tym dość pesymistycznym akcentem żegnam się z Wami gorąco w tej zimny i deszczowy wieczór. Pada mi bateria - sami rozumiecie.

Buziak ♥

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka