Stało się to, co miało już dawno się stać! Otóż, w końcu pojawiłam się na koncercie Comy. Olsztyńskie pierwsze wyjście z mroku uważam za jak najbardziej udane. W uszach dalej mi piszczy, koszulka pasuje jak ulał, zdjęcia są jakie są i filmiki też są! Pierwsze dwa rzędy podbite, ręka Roguca dotknięta. Jestem mega szczęśliwa :)
A w czwartek...
a w czwartek miałam otrzęsiny, które wyszły dość spontanicznie, jak większość rzeczy w moim życiu. (czy ja już wspominałam, jak bardzo lubię spontany?) wytańczyłam się za wszystkie czasy i teraz z dumą mogę wchodzić na parkiet.
Chyba zakopałam dziurę w dołku.
wymolestuję Was zdjęciami, które udało mi się zrobić