Strony

czwartek, 16 kwietnia 2015

Samotność w sieci.




Mam ponad 600 znajomych na znanym portalu społecznościowym. W moim telefonie widnieje ponad 100 numerów telefonów. Na instagramie obserwuje mnie prawie 300 osób. I wiecie co? Jestem samotna, cholera jestem samotna jak nigdy wcześniej. Jakie to przykre uczucie. Serio.

Kiedyś zachwalałam się jaką mam cudowną grupę dziekańską. Jakie mamy relacje, jak nam się układa. Jakich poznałam wspaniałych ludzi, jakich mam niezastąpionych przyjaciół.

I w tym momencie powinnam wcisnąć backspace, bo tego już nie ma. Myślałam, że to przejściowe. Że to jakieś niedomówienia. Bo w końcu poszłam na imprezę grupową, a to że odbywała się ona w domu mniej lubianej koleżanki - nie miało dla mnie większego znaczenia. Przecież za takie rzeczy nie obraża się nawet przedszkolak. Pomyślałam, że dam czas. Że samo się naprawi.

Gdyby się naprawiło, to bym nie żaliła się milionom nieznanym czytelnikom. Ale wiecie, w końcu jak człowiek jest samotny, to musi się komukolwiek wyżalić. Chociaż, wcale mi nie jest na duszy lżej.

Mam ponad 600 znajomych na znanym portalu społecznościowym. W moim telefonie widnieje ponad 100 numerów telefonów. Na instagramie obserwuje mnie prawie 300 osób. To tylko liczby. Liczby, które nic nie znaczą.

piątek, 10 kwietnia 2015

Z austriackiego dziennika.

Preitenegg, poniedziałek wielkanocny
Wybrałam się wieczorem na przejażdżkę po górach, zapominając o porannej śnieżycy. Alpejskie drogi raczej nie należą do dobrze zabezpieczonych górskich dróg. A wujkowe auto nie posiada napędu na cztery koła. No i stało się tak, że nie podjechaliśmy pod górę. Mało tego wpadliśmy w mały rów. W mały i jedyny w pobliżu mały rów! Całe życie stanęło mi przed oczami, a zdrowaśkom końca nie było.

Preitenegg, wtorek w oktawie wielkanocnej
Umówiliśmy się na obiad do kolegi z dzieciństwa. Trochę się do niego jedzie - trzeba przejechać całą Karyntię. Fajnie było, ale zanim tam dotarliśmy, załapaliśmy kapcia. Obstawiam, że to efekt poniedziałkowych przygód. Ale co zrobić? Chcieliśmy pojechać naszym autem, ale trochę nam było szkoda (jesteśmy straszni, co?) Więc, za polskie dwa piwa załatwiliśmy sprawy z mechanikiem. Raz, dwa i mamy koło. Polskie piwo, cóż za atrakcyjna cena!

Flattnitz, ten sam dzień
Nic nie napiszę, pokażę tylko jak tam pięknie.

Bisztynek, środa
Po przygodach w Alpach, załapaniu kapcia, remontowanej autostradzie w Czechach i polskich, nawet dobrych drogach w Polsce - wróciłam do domu i wcale nie jest mi tu dobrze. Teraz się możecie śmiać, bo przecież dałabym sobie rękę uciąć, żeby tam nie jechać, a teraz narzekam i płaczę, że mnie tam nie ma.
I znowu Radio OE3 zastępuje mi ESKĘ. I kolejny raz otwieram słownik polsko-niemiecki, żeby wzbogacić swój zasób słów tego ciężkiego w brzmieniu języka. Spoko, za tydzień mi przejdzie.



poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Świąteczna Austria.

Jaka jest różnica między austriackim a polskim świętem Wielkiej Nocy? Ano, ogromna.

W Polsce Triduum Paschalne jest bardzo uroczyste. Wierni gromadzą się w Kościele, by wspólnie przeżywać ostatnie chwile Chrystusa i oczekiwać na Jego zmartwychwstanie. Śpiewane są przepiękne pieśni, od których niejednym pocą się oczy.

Tutaj tak nie ma. Najwięcej katolików przychodzi na poświęcenie pokarmu. Nie przychodzą po to, żeby poświęcić symboliczne jedzenie. Przychodzą, by pochwalić się pięknym koszem, piękną serwetką i największą babką wielkanocną, kupioną w pobliskim markecie.
W czwartek dzieci chodzą po mieście z kołatkami - zastępując przy tym dzwony kościelne. W sobotę rano pod Kościołem święcony jest ogień, który przenoszony jest do domów. Rozpala się nim w piecu, aby zapobiec nieszczęściom, które może przynieść burza. Wieczorem, na znak radości ze zmartwychwstania, rozpalane są ogniska, przy których jest biesiada. Tak, chleją alkohol. Ciągle. Więcej, niż my. My pijemy na placu symbolicznie nalewkę. Oni opróżniają stare wina.

Lany poniedziałek? Austriak zapytałby się, co to znaczy? Potem, po co to, na co to, komu to? Nie wiem, skąd się wzięła u nas taka tradycja. Wiem natomiast, że tutaj, w Austrii nikt jej nie obchodzi.

Alpy?
Kocham, ale się ich boję. Dziś dały mi dużą dawkę adrenaliny. Prawie dostałam zawału, ale jak widać - żyję i mam się całkiem dobrze!

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka