Strony

wtorek, 31 grudnia 2013

Goodbay 2013!

TROCHĘ WSPOMNIEŃ
czyli co w głowie zostało...

Styczeń.
Nowy rok powitałam w gronie przyjaciół, zmarzłam w stópki i dostałam od Marty skarpetki, które do tej pory leżą gdzieś tam w mojej szafie (Marta, przecież Ty ich już nie chcesz.. :D). Szał zakupów, sukienka na ostatnią chwilę i udana studniówka! Impreza była niesamowita!
Luty.
Ostatnie naste urodziny i niechciana choroba babci - teraz jest już lepiej i wszyscy jesteśmy zadowoleni
Marzec.
Poza Świętem Wielkiej Nocy nic szczególnego chyba się nie działo....
Kwiecień.
Absolwentka IV Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej-Curie. 
Maj.
Ogólnopolska katastrofa - czyli matura 2013
Czerwiec.
Potrójne radości - Ramsowo holiday party, wyjazd do Warszawy i pozytywne wyniki matury! 
Lipiec.
Studentka oligofrenopedagogiki i łamaga na kajakach - chapeau bas Czarek!
Sierpień.
Najpiękniejszy miesiąc, piękny czas, którego nie mogłam sobie lepiej wymarzyć!
Wrzesień.
Siostra została panią magister, a ja zarejestrowałam się jako potencjalny dawca szpiku - moja duma!
Październik.
Nowe twarze, nowe znajomości - UWM wita!
Listopad.
Jeden z lepszych i jeden z najgorszych miesięcy tego roku! 
Grudzień.
2 lata blogaska. Pierwszy mandat! Pięciokilometrowy spacer nocą. Kolędowanie. Święta bez śniegu, spędzone w najlepiej wymarzony sposób - rodzinna wigilia i przyjacielski pierwszy dzień świąt. Wątpliwości zostały rozwiane.

                                                                                                                                                                                                                                                


 MIGAWKI 2013,
czyli co aparat uchwycił...







WSZYSTKIM NAM ŻYCZĘ UDANEJ ZABAWY SYLWESTROWEJ I MAM NADZIEJĘ, ŻE ROK 2014 UCZYNIMY JESZCZE LEPSZYM.


przesyłamy z Czupurkiem buziaki!!!!!

środa, 25 grudnia 2013

so this is Christmas!

Życzenia świąteczne? Tylko jedno, to najważniejsze.
Postanowienia świąteczne? Nie naprzykrzać się.

Już wcześniej chciałam napisać tu jakiś świąteczny post, z życzeniami i innymi duperelami, ale po raz pierwszy w życiu byłam tak pochłonięta przygotowaniami, że sprawy internetowe wyleciały mi z głowy. Od samego przyjazdu nastrajałam się, żeby poczuć ten klimat. W piątek wybrałam się na spotkanie przy szopce (jest piękna i nadal nie mogę się nadziwić, że jeszcze stoi i nikt jej nie popsuł, bo niestety u nas tak to bywa, że coś nowego się pojawi i po dniu zostanie zdewastowane). W sobotę uczestniczyłam w akcji "Jest taki dzień" - to taki można rzec kolędowy flash mob. A potem już tylko świąteczne porządki i wszystko inne z nimi związane. W między czasie dostałam wiadomość z informacją o niezaliczonym kolokwium, a potem za wycieraczkami mojego (już!) auta zobaczyłam świstek papieru - mój pierwszy w życiu mandat. Ale ani to ani to nie popsuło mi bożonarodzeniowego nastroju.
Święta? Wigilia w gronie rodzinnym i przyjacielskim - bardzo dobry czas. Pierwszy dzień świąt to coś w stylu znanego wszystkim Kevina - Ania zostaje sama w domy na święta, ale to jej własny wybór, trochę z lenistwa, trochę z nadziei. A potem zasiądzie pod ciepłą kołderką, popije gorącą herbatką z miodem i będzie się pilnie uczyć do kolokwium i do nadchodzącej wielkimi krokami sesji. Urok życia studenckiego? Nie wiem.
Dostałam wiele życzeń, przeróżnych - dużo było szczerych. Bardzo za nie dziękuję i cieszę się, bo to znak że chociaż od święta, (ale nie tylko!) to ktoś o mnie pamięta. Chciałabym coś dodać, poskarżyć się, ale za każdym razem kiedy coś takiego tutaj napiszę wciskam 'backspace" i myślę sobie: chociaż jeden dzień bez narzekania! :) I nawet mi to wychodzi!:) 

Życzę Wam wszystkim wesołych, zdrowych i spędzonych w rodzinnej atmosferze Świąt Bożego Narodzenia. Pamiętajcie o Tym, który jest w te święta najważniejszy. 


taka mała, słabo jakościowa ja:)
nie moja, ale piękna...





środa, 18 grudnia 2013

The uninvited.

Do odważnych świat należy.
Po ostatniej weekendowej nocy wiem, że ja jestem odważna. Od dziecka boję się ciemności. Boję się przebywać sama w domu, a co dopiero wyjść gdzieś poza. A jeden telefon zmienił moje podejście do tej sprawy. I tak oto, o drugiej w nocy wybrałam się na pięciokilometrowy olsztyński spacer, żeby uratować jeden, zalany tyłek. Cały strach odszedł na bok. Samotności nie było, bo mam dobrych przyjaciół, którzy wspierali mnie telefonicznie w tej wędrówce. Warto było? Warto.

The uninvited.
Bóle mięśniowe, przezroczysta wydzielina z nosa, zaczerwienione oczy i gorąca głowa. Ciepły polar z kocykiem, plusowa temperatura pokojowa, a człowiekowi dalej zimno. Choroba chyba zbliża się wielkimi krokami. I tak mnie męczy, dołuje i uciec nie chcę. A ja jej teraz nie potrzebuję, nie chcę. Idź sobie precz!

Koła, kolokwia, kolunieńka.
Zaczął się ten czas, kiedy trzeba coś zaliczyć, żeby podejść do zimowej sesji. I chociaż ochota, żeby się pouczyć jest (niewielka, ale to zawsze coś), to ciało odmawia posłuszeństwa. Materiału, wbrew pozorom jest mało, ale głowa, w której dudni jakbym była po tygodniowej imprezie, nie dopuszcza do siebie żadnych treści. Kolokwium już jutro, a czas ucieka.

Święta.
Zbliżają się wielkimi krokami, chociaż ja zupełnie ich nie czuję. Za pięć dni będę śpiewać kolędy przy wigilijnym stole. To dziwne uczucie, bo kiedy wyjrzę za okno widzę październik. Przechadzałam się dzisiaj po olsztyńskich uliczkach i mijałam świąteczne stoiska. Zapach choinek, widok świecidełek, bombek. Świąteczne wystawy sklepowe, św. Mikołaj na Wydziale Nauk Społecznych i puste portfele. A ja dalej nie czuję, że święta tuż tuż...



czwartek, 12 grudnia 2013

Soaring, keep so... right in

Zbieram się już od dłuższego czasu, żeby coś tutaj napisać i dać znak, że ze mną wszystko w porządku. Chociaż, tak naprawdę sama nie wiem, czy jest dobrze, czy tylko tak sobie wmawiam? Jedno jest pewne - powoli staję na nogi. A po drodze natrafiam na przeszkody w postaci analizy każdego gestu, ruchu, każdego dotknięcia. I trochę chciałabym cofnąć czas, ale przecież tak się nie da. Trzeba iść do przodu i wstawać po każdym kolejnym upadku. Piszę to i piszę, i myślę: cholera, czym sobie na to zasłużyłam? Jedno pytanie, a w głowie aż huczy od wielu odpowiedzi. Pięć prostych słów, które wywołują łzę w oku.
Oto to, co u mnie słuchać, w wielkim skrócie. A jeśli chodzi o studia - radzę sobie całkiem dobrze i umiem przedstawić się w języku migowym - pierwsze koty za płoty!


niedziela, 1 grudnia 2013

hello december!

"december - a month of light, snow and feast; time to make amends and tie loose ends, finish off what you started and hope your wishes come true"

No i mamy grudzień, chociaż za oknem pogoda raczej wczesnolistopadowa. Deszczowo i chłodno, bez żadnych oznaków nadchodzącej zimy. Za chwilę już święta i jakoś nie uśmiecha mi się buszowanie po centrach handlowych w poszukiwaniu prezentów - zawsze mam z tym problem, bo ciężko trafić w gusta mojej zmiennej rodzinki. 
Chciałabym napisać, że ogólnie to wszystko się układa, ale to chyba byłoby perfidne kłamstwo. Myślałam, że po tym wszystkim będę twarda niczym skała, a okazuje się, że z dnia na dzień staję się coraz bardziej "miętka". W głowie ciągle tylko jedna myśl, że "to jest silniejsze ode mnie". Nie wiem już czego chcę, czy warto wchodzić kolejny raz do tej samej rzeki? Kiedyś już podjęłam taką decyzję, ale tamta Ania już nie istnieje. Jedyne co z niej pozostało, to ta naiwność, męcząca naiwność. Więc nie, chyba nie wszystko się dobrze układa. 
Dodatkowo jestem strzępkiem nerwów, wieczorną płaczką i abstynentką, dziewczyną, która musi zmienić styl życia, dla trzech (nie)głupich dolegliwości. A żeby było przyjemniej - w odstawkę idą wszystkie ulubione produkty, napoje i owoce! Tak, żeby umilić moje życie.



Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka