Strony

niedziela, 31 maja 2015

Niedzielny chillout!


Wstałam rano, wyjrzałam przez okno i zaczęłam się dziwić, czemu tak często siedzę w domu, zamiast korzystać z pogody. Sięgnęłam więc po telefon, wybrałam jeden z najczęściej wybieranych numerów i ustawiłam się na niedzielny wypad na plażę miejską. Grzeszyłam wcześniej bardzo, bo mieszkam w Olsztynie już pięć lat a dziś byłam tam po raz pierwszy.
Standardowo, jak przystało na turystę, przeszłam Ukiel wzdłuż albo wszerz, tam gdzie się dało. Kupiłam pysznego loda. Zjadłam kolację i wróciłam do domu. I teraz muszę odstawić na bok zdjęcia i wspomnienia, bo czas zająć się angielskim. Spoko, godzina i rozwalę to kolokwium, naprawdę.
A jutro magiczna data. Gdzieś mam ten dzień dziecka! Jutro wraca mama! Moja, najlepsza i najukochańsza mama!!♥♥


poniedziałek, 18 maja 2015

Mixer.

Dobra, mało mnie tu ostatnio ale zwyczajnie w świecie mi się nie chce. I nawet nie było o czym za bardzo pisać, i nawet nie miałam żadnej weny twórczej.
Tamten tydzień spędziłam w Warszawie, w cudownym towarzystwie. Zjadłam lawendowego donuta od "my'o'my", pochłonęłam pysznego burgera z "między bułkami" i rozkoszowałam się przepysznie przyrządzonymi krewetkami z biedry. I trafiłam na mokotowską noc zakupów, więc trochę mój portfel stał się lżejszy. A potem wróciłam na Kortowiadę i bawiłam się na tyle, na ile pozwolił mi obecny stan zdrowia. Śmiałam się z Łydką Grubasa, śpiewałam z Bednarkiem, uśmiechałam się do Jelonka i tańczyłam z Enejem. Traciłam głos razem z Marylą Rodowicz. I nie skoczyłam na bungee. I zgubiłam telefon, ale jakiś dobroczyńca mi go oddał, za co będę wdzięczna chyba do końca życia.
Dobry to był weekend, ale jak wiadomo wszystko co dobre szybko się kończy. Więc czas wrócić co rzeczywistości, do tyflopedagogiki, do pracy licencjackiej i do sesji. Mega, nie?

a tak, to więcej mnie na instagramie, o wiele wiele częściej.

Służewiec

między bułkami

my'o'my

hello :)

piątek, 8 maja 2015

Pociągowe przypadki.

Kilka tygodni temu przerzuciłam się z mało wygodnych, głośnych i śmierdzących autobusów na szybkie, przyjemne i ciche pociągi.

I tak, wracam dziś na stare śmieci. Kończę zajęcia wcześniej, więc jestem grubo przed czasem. Zajmuję wygodne miejsce, ale jeszcze upewniam się, czy to dobry pociąg. Okej, jakaś Pani z uśmiechem potwierdza, więc mogę odetchnąć z ulgą. Po kilku minutach niemal każde siedzenie jest zajęte. Co robi kobieta sama w pociągu? Rozgląda się. Tu i tam.
Na przeciwko siedzi jakieś dziecko i wcina zapiekankę. Mam nadzieję, że to nie ta od Barona, bo ten coś się ostatnio popsuł. Obok siedzi dwójka młodych, nawet przystojnych (co jest nieistotne) studentów. Za mną jakiś starszy Pan gaduła. (I w tym momencie współczuje ludziom, którzy kiedyś musieli wysłuchiwać moich rozmów przez telefon). Dobra, wybiła nasza godzina. Jedziemy. Do pierwszej stacji mamy jakieś 10 minut. Dziecko konsumuje dalej. Studenci ukradkiem też zaczynają coś konsumować. Nie pachniało to ani piciem, ani jedzeniem, więc sobie na nich zerkałam. Beng, Panowie rozkoszują się piwskiem. Podchodzi konduktor, który udaje, że nie wie i mija ich bez słowa. Dojeżdżamy do pierwszej stacji. Panowie wysiadają.
Jeszcze pięć stacji i będę w domu. Dzieciak zjadł zapiekankę, spojrzał na otaczających ludzi, po czym głośno beknął. Głośno i śmierdząco, ale po co przepraszać? Szacun, dla mamusi, że zareagowała, głaszcząc pierworodnego po rękach. Oj nie rób tak, bo tak nie można. Super, celna uwaga, którą synek zlał, bo potem zachowywał się jeszcze gorzej.
Dosiada się jakaś dziewczyna. Pech chciał, siada do mnie. Ledwo dotknęła tyłkiem fotela, a już zdążyła wykonać trzy telefony. No dobra, też tak czasami robię, bez spiny. Mija 10 minut, rozmawia dalej. Chamsko jest podsłuchiwać, ale ciężko nie słyszeć kłótni kochanków. Panie Boże, daj cierpliwość.
Pociągowych przypadków jest mnóstwo. Ale dziś przerosło mnie totalnie.

Notka o niczym, taka z dupy.
Idę, spać. Trzeba odespać ten ciężki tydzień.

piątek, 1 maja 2015

Podobno brak tytułu to też tytuł?

Niech mi ktoś powie, że w ciągu kilku dni nie da się zrzucić zbędnych kilogramów... Da się! Wystarczy złapać jakieś świństwo i chorować na tzw. grypę. Tak zwaną, bo nie wiadomo, co to jest. Objawy podobne do grypy, ale to niezupełnie grypa. W każdym bądź razie - leżę w łóżku, ominęło mnie ważne kolokwium, ominie mnie majówka i umówiony dawno Hobbit.


Mama dba o mnie jakbym dalej była małą dziewczynką. Kocham ją, doceniam jej troskę i opiekę, ale żebym nie mogła sama sobie zrobić herbaty? Herbatę woli zrobić ona, jedzenie do łóżka przynosi ona. Polecenia wydaje tylko ona. Właściwie, to nie polecenia a polecenie "masz leżeć w łóżku i się wypocić, wtedy ci przejdzie". Mamusiu, jesteś najukochańsza :*

Także, leżę sobie w łóżeczku, ja, nie(stara) studentka, oglądam seriale, słucham muzyki, robię prezentacje i wymyślam tematy pracy licencjackiej. Dobrze mi idzie, ciekawe co na to pani promotor :)

Jest dobrze, dobrze jest.
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka