Strony

piątek, 30 grudnia 2016

2016 - migawka

TROCHĘ WSPOMNIEŃ
czyli co w głowie zostało...

Styczeń - Luty - Marzec
Nowy rok spędzony w doborowym towarzystwie, dobrze zacząć go z NIM Piąty semestr na uczelni był udany - gdyby takie były wszystkie już dawno mój portfel cieszyłby się stypendialną zawartością :)
Kwiecień - Maj - Czerwiec
Ostatnie miesiące przygotowań - szlifowanie licencjatu i w końcu jest! Mój wyczekiwany licencjat z OLIGOFRENOPEDAGOGIKI Lipiec - Sierpień - Wrzesień
Najlepsze wakacje to te spontaniczne - przeglądałam sobie oferty wizzair i po kilku dniach wylądowałam z Bazylei, choć docelowo były to Niemcy - dwutygodniowy relaks nie zakończył się jednak najlepiej. 21.08.2016 - Bisztynek długo będzie pamiętał tę datę, ja też. Minęły cztery miesiące, emocje już dawno opadły, ale tęsknota jest. I wspomnienia, dobre wspomnienia. Niech Wam będzie dobrze. 
Wrzesień - wyjazd do Mazurolandii i Stopek uważam za udany :) 
Październik - Listopad - Grudzień
Przełomowy czas, o którym mało kto wie - pannie Annie udało się zrzucić zbędne kilogramy - moi drodzy, chwalę się oficjalnie: -12kg i jestem zupełnie innym człowiekiem Potem znów się narobiło - początek grudnia okazał się strasznym szokiem... ale miałam cudowne wspracie.   A sylwestra znów spędzam w gronie mojego ukochanego - dobrze, że jesteś Zeus


MIGAWKI
czyli co aparat uchwycił 










sobota, 19 listopada 2016

MISZ MASZ JESIEŃ

Nie przepadam za jesienią, chociaż jest piękna.
Ale czuję się wyzuta z życia do tego stopnia, że kawa za kawą wcale nie stawia mnie na nogi. Już nabawiłam się pierwszych nieobecności i strach pomyśleć co będzie, kiedy porządnie zasypie nas śniegiem
Moje lenistwo naprawdę ostatnio jest na wysokim poziomie - nawet moja dieta przestaje już mieć dla mnie znaczenie i bez wyrzutów sumienia podjadam słodkości, które przygotowują moje kochane współlokatorki. Coś czuję, że robią to specjalnie, żebym ćwiczyła silną wolę :) Podłe istoty, bo to wcale nie jest łatwe ale... skoro wytrzymałam 10 tygodni to nie mogę tego zaprzepaścić. :)
Uwielbiam to - godzinę zerową i nocne wypociny, które na pierwszy rzut oka są po prostu zrzędzeniem, narzekaniem a tak naprawdę to potrzeba napisania czegokolwiek. A ja już tak mam, że jak muszę to muszę. I koniec. A więcej moich must jest TU

czwartek, 27 października 2016

LET IT ALL GO


Boże pomóż nam godzić się z tym czego nie możemy zmienić.


Ciężko jest,
najgorsze są te jesienne wieczory spędzane samotnie, włączasz wtedy pierwszą lepszą listę spotify i jak na złość, ciągle włączają się smęty i z każdą kolejną piosenką w twojej głowie pojawia się coraz więcej wspomnień - tych dobrych ale też tych złych, które dziś wywołują mały uśmiech na twarzy (jak np. dostałaś ciastem w twarz i zezłościłaś się tak, że ukradkiem zaczęłaś płakać)
a potem to zderzenie z rzeczywistością, ta świadomość, że człowiek jednak nie jest nieśmiertelny, że ludzkie życie jest kruche, że wystarczy chwila
i zastanawiasz się, czemu życie jest skonstruowane tak, że czasu nie da się cofnąć a każdy człowiek musi kiedyś przejść do innego, podobno lepszego świata

Musiałam coś z siebie wyrzucić, przepraszam.


 PS. Wraz z usunięciem przez google picasy, usunęły mi się zdjęcia. Mam wiele innych rzeczy do zrobienia, więc tamtych zdjęć na blogu nie będzie.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

21.08.2016

"I cóż mogę Wam rzec....do kiedyś!"

A więc to dziś jest to "kiedyś".
Mój B. musi mi dziś wybaczyć, zrozumieć i solidnie przytulić.

Napisałam już ten post. Ale przycisk backspace wszystko skasował i zaczął od początku. I tak kilka razy. Nie, nie chodzi o to, że jestem niezdecydowana. Chodzi o to, że nie potrafię wypowiedzieć słów odpowiednich do sytuacji.
Mam tyle wspomnień w głowie, jedno za drugim. Ten kawkowski daszek, z którego można było obserwować gwiazdy a ta najjaśniejsza świeciła tylko dla mnie. Te piosenki z oazy śpiewane do słuchawki podczas długich rozmów telefonicznych. Ten pierwszy bukiet tulipanów na dzień kobiet i pluszak na siedemnaste urodziny. Wspólne zdjęcia z Budapesztu i potajemne spotkania na stadionie.
Niedzielny poranek był najgorszym porankiem tego roku. Szok i niedowierzanie trwają do teraz. Ciągle mam nadzieję, że to zły sen, który za chwilę się skończy. Że chociaż już dziś z tą osobą nie oglądam gwiazd i nie rozmawiam za wiele, to że jednak gdzieś tam kręci się po okolicy. Ale rzeczywistość jest zupełnie inna.

Dziękuję Ci i do zobaczenia A.
Będzie smutno.

czwartek, 30 czerwca 2016

DYPLOMOWANY OLIGOFRENOPEDAGOG? Tak, od wtorku to ja!

To dość dziwne uczucie być dyplomowanym pedagogiem specjalnym. Niby nic się nie zmieniło, ale świadomość tego, że jest się już kimś, że przed tym nazwiskiem są jakieś trzy literki bardzo podbudowują. W dzisiejszych czasach bycie panią lic. nie daje zbyt wielkiej dumy i dobrej pracy, ale to zawsze +10 do samooceny.
Najadłam się dużo stresu - o wiele za dużo. Bóle głowy, bezsenność, uderzenia gorąca, omdlenia... Na półgodziny przed obroną pani z dziekanatu powiedziała, że nie mam oceny z recenzji i teoretycznie nie mogę się dziś bronić, chyba że jestem na liście, której na oczy nie widziałam. Więc doszło jeszcze więcej stresu, ale jak się okazało - zrecenzowano mi pracę na 10 minut przed obroną, cóż za totalny luz.
Sama obrona przebiegła miło i w ekspresowym tempie. Komisja stworzyła tak wyluzowaną atmosferę, że życzę każdemu z Was, kto ma to przed sobą, żeby trafili na tak dobrą komisję jak moja!
I cóż mogę Wam rzec....do kiedyś!

Podpisano, ja - dyplomowany oligofrenopedagog ♥

piątek, 6 maja 2016

58100 z życia studentki trzeciego roku

Czas ucieka mi przez palce a za dziesięć dni muszę oddać złożoną w całość pracę licencjacką. Wyrobię się, tego mogę być pewna. Ale mniej pewna jestem jej dalszych losów.


Nie obawiam się antyplagiatu, bo mam ponad sześćdziesiąt przypisów. Obawiam się, że moja praca nawet tam nie trafi. W grupie seminaryjnej mam około dziesięciu ludzi, z czego ani jedna, podkreślam to specjalnie, nie ma zaakceptowanego ani jednego rozdziału pracy, z czego w mojej (jak i w innych) jest ich cztery. Więc, jeśli oddam pracę, niczego nie mogę być pewna. Bo może akurat tego dnia moja pro wstanie lewą nogą i nie spodobają jej się moje wypociny. A przecież w tym zestawieniu z nią nie wygram i wyląduję na liście oczekujących na wrzesień. I co wtedy? Wtedy moje magistry trafi szlag i całe trzy lata pójdą na marne.
Nie zostało mi nic innego jak pisać i pisać, i modlić się, żeby antyplagiat przeskanował moje pięćdziesiąt+ stron. Amen


poniedziałek, 21 marca 2016

21.03.2016

Kalendarzowa wiosna rozpoczęła się na Warmii naprawdę piękną pogodą. Aż chciałoby się wyjść, pospacerować po pobliskim Kusocińskim, ale niestety, materiały na uczelnie same się nie przygotują. Ogólnie robię postępy w pracy, bo po świętach zabieram się za robienie badań i z początkiem maja oddaję do tego nędznego antyplagiatu. A potem niech się dzieje wola Nieba....

Przypominam wszystkim zapominalskim, że poza rozpoczęciem wiosny dziś jest święto kolorowych skarpetek i światowego dnia Zespołu Downa. Także, skarpetki skarpetkami ale pamiętajcie o tolerancji nie tylko od święta! ♥♥♥

A jutro... jutro przylatuje do mnie Afryka i zagości na dwa miesiące! Cieszę się nieziemsko! :)

Ahoj.

piątek, 26 lutego 2016

dobrze mi tu ♥

Obiecałam sobie, że nie będę już tak często wracać do domu. Przecież jestem dorosła i tego nie potrzebuję. Jednak dom rodzinny ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się tam wracać po kilku dniach rozłąki.
Uwielbiam wracać do domu, do moich czterech szaro-białych ścian, które dalej urządzam na swój elegancki sposób. Uwielbiam przygotowywać z mamą wspólne posiłki i zasiąść całą rodziną do obiadu. Od kiedy sięgam pamięcią, moi rodzice byli zwolennikami wspólnego spożywania posiłków. Kiedyś tego nie lubiłam, dziś cieszę się, że w taki sposób celebrujemy rodzinne chwile. Powiem Wam w tajemnicy, że im starsza jestem, tym mam lepszy kontakt z mamą, z czego naprawdę jestem dumna.
No i na koniec, lubię wracać do domu, w którym czeka na mnie mój czworonogi przyjaciel. Ze wszystkich moich dotychczasowych kotów to właśnie z nim dogaduję się najbardziej. Nie oszalałam, nie rozmawiam z kotami. Pisząc dogaduję miałam na myśli to, że rozumiem co on swoim zachowaniem chce mi powiedzieć. Wiem, kiedy się boi a kiedy czuje się bezpieczny. Teraz jest chyba między nami całkiem dobrze, bo mały kochany gnojek rozwalił się na moich nogach i pochrapuje, aż szkoda mi go przekładać. Jak z dzieckiem... prawie jak silna, niezależna kobieta! :)
Dobrze mi tu, bezpiecznie.



czwartek, 4 lutego 2016

Posesyjne alleluja!

W czwartkowy, dość tłusty wieczór postanowiłam się trochę odezwać. Styczeń był najbardziej intensywnym miesiącem ostatnich czasów. W ciągu kilku dni zaliczyłam kilkanaście kolokwium z dość dobrym wynikiem i zdałam wszystkie egzaminy w zerowym terminie. Tak oto został mi ostatni semestr na uniwerku. No i zdobyłam trzy tygodnie bezkarnego wylegiwania. :)
A potem dostałam kilka wiadomości od promotora... i całe moje wypociny poszły się walić i muszę od nowa napisać dwa rozdziały. Nie wiem, chyba naprawdę liczyłam na to, że mam zdolności i smykałkę do pisania. No cóż, nie mam.
No cóż, pocieszam się, że do lipca jeszcze pięć miesięcy. Więc może zdołam się do tego czasu obronić. Obrona, to brzmi dumnie! :D

No chyba, że....

poniedziałek, 18 stycznia 2016

presja sesja sresja, wymiękam.


Kiedy zbliża się sesja, masz naprawdę dużo czasu na ogarnianie życia i tego bałaganu, który pozostawiło się na różnych stronach.
Przede mną leżą pomazane notatki z głębszej niepełnosprawności, a w telefonie gdzieś notatki z zatrudniania niepełnosprawnych. I czuję jakieś wypalenie przedzawodowe i mam ochotę napisać podanie do dziekana i bez szwanku wylecieć z uczelni i zacząć wszystko od nowa. Powstrzymuje mnie jedynie fakt, że wniosłam już tak dużo w te studia, że grzechem by było ich nie skończyć.
To nie jest mój dzień, zdecydowanie.
PS. Postanawiam poprawę, bo przecież sesja i te sprawy!

niedziela, 10 stycznia 2016

"Chętnie pójdę z Owsiakiem do piekła"

Kolejny finał Wielkiej Orkiestry i kolejne zamieszania w świecie, którym rządzą media. Ostatnio przed komputerem siedzę krótko i nie mam czasu przeglądać nowinek na osi czasu, ale dziś nadarzyła się dobra okazja. Więc zaciekawiona wchodzę i pierwsze co widzę:
  1. Owsiak! Jesteś skończony oszuście!
  2. Bardzo lubię wspierać różne organizacje (np. PAH, Caritas) Ale nie wszystko MUSZĘ lubić. I nie we wszystkim brać udział. 
  3. Jesteśmy na tak dla WOŚP , Nie dla zawistnych malkontentów.
I chciałabym wyłączyć internet. 

Zdarza mi się wrzucić do puszki jakieś drobne. Czasami jednak zdarza mi się, że do puszki nie wrzucę ani grosza. Nie znam ani jednej osoby, która została wyleczona dzięki sprzętom zakupionym przez pana Jurka. Ale nie znam też ani jednej, która by z tego powodu cierpiała. Rzadko bywam w szpitalach, ale kiedy już to robię, wszędzie widzę że w szpitalu znajduje się sprzęt ufundowany z fundacji WOŚP. Nie obchodzi mnie to, że za część kwoty wybudowano siedzibę WOŚP. Chwileczkę, przecież Caritas też ma swoją siedzibę. PAH i inne organizacje też na pewno ją mają. Z czego ją zbudowano? Jakoś trzeba sobie radzić.

Dlaczego w ludziach jest tyle jadu? Dlaczego katolicy są tak zawistni jeżeli chodzi o pana Owsiaka? Przecież on im nie robi krzywdy. Ksiądz staje na ambonie i cytuje Pismo Święte, że trzeba pomagać i szanować drugiego człowieka. Po czym dodaje, że wspieranie Owsiaka to grzech. Czy to aby nie paradoks? Ks. Kaczkowski powiedział kiedyś, że chętnie pójdzie z Owsiakiem do piekła. Zatem, do piekła pójdę i ja! Z chęcią. Jeżeli chęć pomocy ma być karane piekłem - proszę szykować tam dla mnie miejsce, bowiem całe moje życie wiążę z pomocą potrzebującym. Amen.
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka