Strony

wtorek, 31 grudnia 2013

Goodbay 2013!

TROCHĘ WSPOMNIEŃ
czyli co w głowie zostało...

Styczeń.
Nowy rok powitałam w gronie przyjaciół, zmarzłam w stópki i dostałam od Marty skarpetki, które do tej pory leżą gdzieś tam w mojej szafie (Marta, przecież Ty ich już nie chcesz.. :D). Szał zakupów, sukienka na ostatnią chwilę i udana studniówka! Impreza była niesamowita!
Luty.
Ostatnie naste urodziny i niechciana choroba babci - teraz jest już lepiej i wszyscy jesteśmy zadowoleni
Marzec.
Poza Świętem Wielkiej Nocy nic szczególnego chyba się nie działo....
Kwiecień.
Absolwentka IV Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Skłodowskiej-Curie. 
Maj.
Ogólnopolska katastrofa - czyli matura 2013
Czerwiec.
Potrójne radości - Ramsowo holiday party, wyjazd do Warszawy i pozytywne wyniki matury! 
Lipiec.
Studentka oligofrenopedagogiki i łamaga na kajakach - chapeau bas Czarek!
Sierpień.
Najpiękniejszy miesiąc, piękny czas, którego nie mogłam sobie lepiej wymarzyć!
Wrzesień.
Siostra została panią magister, a ja zarejestrowałam się jako potencjalny dawca szpiku - moja duma!
Październik.
Nowe twarze, nowe znajomości - UWM wita!
Listopad.
Jeden z lepszych i jeden z najgorszych miesięcy tego roku! 
Grudzień.
2 lata blogaska. Pierwszy mandat! Pięciokilometrowy spacer nocą. Kolędowanie. Święta bez śniegu, spędzone w najlepiej wymarzony sposób - rodzinna wigilia i przyjacielski pierwszy dzień świąt. Wątpliwości zostały rozwiane.

                                                                                                                                                                                                                                                


 MIGAWKI 2013,
czyli co aparat uchwycił...







WSZYSTKIM NAM ŻYCZĘ UDANEJ ZABAWY SYLWESTROWEJ I MAM NADZIEJĘ, ŻE ROK 2014 UCZYNIMY JESZCZE LEPSZYM.


przesyłamy z Czupurkiem buziaki!!!!!

środa, 25 grudnia 2013

so this is Christmas!

Życzenia świąteczne? Tylko jedno, to najważniejsze.
Postanowienia świąteczne? Nie naprzykrzać się.

Już wcześniej chciałam napisać tu jakiś świąteczny post, z życzeniami i innymi duperelami, ale po raz pierwszy w życiu byłam tak pochłonięta przygotowaniami, że sprawy internetowe wyleciały mi z głowy. Od samego przyjazdu nastrajałam się, żeby poczuć ten klimat. W piątek wybrałam się na spotkanie przy szopce (jest piękna i nadal nie mogę się nadziwić, że jeszcze stoi i nikt jej nie popsuł, bo niestety u nas tak to bywa, że coś nowego się pojawi i po dniu zostanie zdewastowane). W sobotę uczestniczyłam w akcji "Jest taki dzień" - to taki można rzec kolędowy flash mob. A potem już tylko świąteczne porządki i wszystko inne z nimi związane. W między czasie dostałam wiadomość z informacją o niezaliczonym kolokwium, a potem za wycieraczkami mojego (już!) auta zobaczyłam świstek papieru - mój pierwszy w życiu mandat. Ale ani to ani to nie popsuło mi bożonarodzeniowego nastroju.
Święta? Wigilia w gronie rodzinnym i przyjacielskim - bardzo dobry czas. Pierwszy dzień świąt to coś w stylu znanego wszystkim Kevina - Ania zostaje sama w domy na święta, ale to jej własny wybór, trochę z lenistwa, trochę z nadziei. A potem zasiądzie pod ciepłą kołderką, popije gorącą herbatką z miodem i będzie się pilnie uczyć do kolokwium i do nadchodzącej wielkimi krokami sesji. Urok życia studenckiego? Nie wiem.
Dostałam wiele życzeń, przeróżnych - dużo było szczerych. Bardzo za nie dziękuję i cieszę się, bo to znak że chociaż od święta, (ale nie tylko!) to ktoś o mnie pamięta. Chciałabym coś dodać, poskarżyć się, ale za każdym razem kiedy coś takiego tutaj napiszę wciskam 'backspace" i myślę sobie: chociaż jeden dzień bez narzekania! :) I nawet mi to wychodzi!:) 

Życzę Wam wszystkim wesołych, zdrowych i spędzonych w rodzinnej atmosferze Świąt Bożego Narodzenia. Pamiętajcie o Tym, który jest w te święta najważniejszy. 


taka mała, słabo jakościowa ja:)
nie moja, ale piękna...





środa, 18 grudnia 2013

The uninvited.

Do odważnych świat należy.
Po ostatniej weekendowej nocy wiem, że ja jestem odważna. Od dziecka boję się ciemności. Boję się przebywać sama w domu, a co dopiero wyjść gdzieś poza. A jeden telefon zmienił moje podejście do tej sprawy. I tak oto, o drugiej w nocy wybrałam się na pięciokilometrowy olsztyński spacer, żeby uratować jeden, zalany tyłek. Cały strach odszedł na bok. Samotności nie było, bo mam dobrych przyjaciół, którzy wspierali mnie telefonicznie w tej wędrówce. Warto było? Warto.

The uninvited.
Bóle mięśniowe, przezroczysta wydzielina z nosa, zaczerwienione oczy i gorąca głowa. Ciepły polar z kocykiem, plusowa temperatura pokojowa, a człowiekowi dalej zimno. Choroba chyba zbliża się wielkimi krokami. I tak mnie męczy, dołuje i uciec nie chcę. A ja jej teraz nie potrzebuję, nie chcę. Idź sobie precz!

Koła, kolokwia, kolunieńka.
Zaczął się ten czas, kiedy trzeba coś zaliczyć, żeby podejść do zimowej sesji. I chociaż ochota, żeby się pouczyć jest (niewielka, ale to zawsze coś), to ciało odmawia posłuszeństwa. Materiału, wbrew pozorom jest mało, ale głowa, w której dudni jakbym była po tygodniowej imprezie, nie dopuszcza do siebie żadnych treści. Kolokwium już jutro, a czas ucieka.

Święta.
Zbliżają się wielkimi krokami, chociaż ja zupełnie ich nie czuję. Za pięć dni będę śpiewać kolędy przy wigilijnym stole. To dziwne uczucie, bo kiedy wyjrzę za okno widzę październik. Przechadzałam się dzisiaj po olsztyńskich uliczkach i mijałam świąteczne stoiska. Zapach choinek, widok świecidełek, bombek. Świąteczne wystawy sklepowe, św. Mikołaj na Wydziale Nauk Społecznych i puste portfele. A ja dalej nie czuję, że święta tuż tuż...



czwartek, 12 grudnia 2013

Soaring, keep so... right in

Zbieram się już od dłuższego czasu, żeby coś tutaj napisać i dać znak, że ze mną wszystko w porządku. Chociaż, tak naprawdę sama nie wiem, czy jest dobrze, czy tylko tak sobie wmawiam? Jedno jest pewne - powoli staję na nogi. A po drodze natrafiam na przeszkody w postaci analizy każdego gestu, ruchu, każdego dotknięcia. I trochę chciałabym cofnąć czas, ale przecież tak się nie da. Trzeba iść do przodu i wstawać po każdym kolejnym upadku. Piszę to i piszę, i myślę: cholera, czym sobie na to zasłużyłam? Jedno pytanie, a w głowie aż huczy od wielu odpowiedzi. Pięć prostych słów, które wywołują łzę w oku.
Oto to, co u mnie słuchać, w wielkim skrócie. A jeśli chodzi o studia - radzę sobie całkiem dobrze i umiem przedstawić się w języku migowym - pierwsze koty za płoty!


niedziela, 1 grudnia 2013

hello december!

"december - a month of light, snow and feast; time to make amends and tie loose ends, finish off what you started and hope your wishes come true"

No i mamy grudzień, chociaż za oknem pogoda raczej wczesnolistopadowa. Deszczowo i chłodno, bez żadnych oznaków nadchodzącej zimy. Za chwilę już święta i jakoś nie uśmiecha mi się buszowanie po centrach handlowych w poszukiwaniu prezentów - zawsze mam z tym problem, bo ciężko trafić w gusta mojej zmiennej rodzinki. 
Chciałabym napisać, że ogólnie to wszystko się układa, ale to chyba byłoby perfidne kłamstwo. Myślałam, że po tym wszystkim będę twarda niczym skała, a okazuje się, że z dnia na dzień staję się coraz bardziej "miętka". W głowie ciągle tylko jedna myśl, że "to jest silniejsze ode mnie". Nie wiem już czego chcę, czy warto wchodzić kolejny raz do tej samej rzeki? Kiedyś już podjęłam taką decyzję, ale tamta Ania już nie istnieje. Jedyne co z niej pozostało, to ta naiwność, męcząca naiwność. Więc nie, chyba nie wszystko się dobrze układa. 
Dodatkowo jestem strzępkiem nerwów, wieczorną płaczką i abstynentką, dziewczyną, która musi zmienić styl życia, dla trzech (nie)głupich dolegliwości. A żeby było przyjemniej - w odstawkę idą wszystkie ulubione produkty, napoje i owoce! Tak, żeby umilić moje życie.



poniedziałek, 18 listopada 2013

I was waiting on a different story.

It's not like you to say sorry
I was waiting on a different story
This time I'm mistaken
For handing you a heart worth breaking

Jeden werset, który tak naprawdę wyraża wszystko, co teraz się dzieje. Jestem zmęczona, podpuchnięta. Mam dość społeczeństwa, najchętniej odizolowałabym się od wszystkiego, zamknęła się w pokoju z poduszką i kołdrą naciągniętą na głowę. Zwinęłabym się jak kłębek włóczki i przeleżała wieczność. Przyjechałam wczoraj do domu, chociaż teraz powinnam siedzieć na wykładzie z historii wychowania i myśli pedagogicznej. I dziś przychodzi mi wracać do olsztyńskich czterech kątów przepełnionych wspomnieniami.
Wstałam rano i dostałam kilka wiadomości, z krótkim pytaniem o to, jak się czuję. Mówię, że dobrze, bo przecież chcę pokazać, jaka jestem silna. Ale nie wierzcie w to. To tylko stek bzdur, w które łatwo uwierzyć.




środa, 13 listopada 2013

Z okazji urodzin, dla osoby, która ich nie obchodzi.

Chciałabym, żebyś był szczęśliwy i nigdy się nie poddawał tylko walczył do końca. Masz wiele pasji, którymi możesz zarażać innych ludzi, więc rób to. Stawiaj sobie wyzwania, angażuj się w nie, bo to sprawia Ci niesamowitą przyjemność. Uśmiechaj się - z uśmiechem Ci do twarzy, a ponadto ponoć można nim zarażać, więc śmiało, zarażaj. I pamiętaj - wszędzie tam gdzie jesteś, niezależnie od tego, co akurat robisz - jestem i możesz na mnie liczyć.






niedziela, 10 listopada 2013

Wspomnienia, które wracają.

"a my z wiecznego niepokoju, z przelotów wiatru z garści cienia, z brzóz przedwieczornych, które stoją nad cichą rzeką zapomnienia"


Przyszedł czas na pierwszą samotną noc na stancji. Tylko ja i cisza. Obejrzałam już specjalny odcinek "Ugotowanych", gdzie Szpak wybrzydzał wszystko, co się dało, a Marta z Natalią zyskały moją sympatię. Zdążyłam rozpisać sobie treningi na następne 30 dni i ogarnąć mały nieporządek po moim gościu, któremu prezent urodzinowy przypadł do gustu, z czego bardzo się cieszę. Znalazłam też lekarza, z którym czekają mnie mało przyjemne badania, ale przecież "zdrowie najważniejsze". Pojechałam nawet do centrum i kolejny raz dałam się ponieść emocjom i zakupiłam brzoskwiniową spódnicę. I tylko jedno pytanie: do czego będę ją nosić? Z nadzieją na oderwanie się od rzeczywistości, włączyłam jednego z najlepszych polskich wykonawców - Piotra Roguckiego, zamknęłam sobie oczy i wystarczyła chwila, żeby wspomnienia do mnie wróciły.
Wspomnienia... miałam o nich ostatnio na psychologii, ale niestety niewiele z tego pamiętam - to wynik rozwiązywania krzyżówek z powodu dość nudnie prowadzonych zajęć (jest na co zwalać!). Otwieram szafkę i wypada mi kolorowy mały zeszyt, a w nim dwadzieścia kartek z wyznaniem miłości, tęsknotą, obrazą i tak w kółko. Wspomnienie numer jeden, trzeba zapomnieć, bo to zmarnowany czas, którego żałuję do tej pory. Byłam niedojrzałą, egoistyczną gówniarą, która była tak zaślepiona niby miłością, że zapomniała o całym świecie. Cóż, człowiek na błędach się uczy.
Wspomnienie numer dwa to to, kiedy sami nie wiemy czego chcemy i robimy wszystko to, czego robić nie powinniśmy. Jestem już trochę dojrzalsza. Z perspektywy czasu wiem, że popełniliśmy dużo błędów. Spoglądając na to przez pryzmat tego, co dzieje się teraz, cieszę się, że daliśmy spokój i każdy z nas żyje swoim własnym życiem. Lepiej późno, niż wcale.
Sierpień i wrzesień - najlepsze dwa miesiące w roku dwa tysiące trzynastym. To najlepsze wspomnienia, które wywołują motyle w brzuchu. Tyle ciepłych słów, gestów. Teraz jest dobrze, ale wdarła się rutyna, której nie umiemy złamać. Tęsknię do tych miesięcy, kiedy docenialiśmy każdą razem spędzoną minutę i każdy gest.
Piszę to teraz i myślę: kurde, jak to romantycznie brzmi :) Patrzę na cały tekst i myślę sobie: kurczę, trochę to długie, chyba aż za... Patrzę na zegarek: 20:34 i myślę: zamiast leżeć w łóżku, załóż dres, jakiś t-shirt, wygodne buty i pozwiedzaj okolicę biegając. Słuchając siebie samej - zakładam słuchawki i biegnę tam, gdzie mnie nogi poniosą. :)


z potrzeby słuchania Roguckiego, który oczarował mnie swoim głosem,

którego płytę chce mieć na swojej półce.


niedziela, 3 listopada 2013

Trochę chmur, trochę słońca.

Długi weekend dobiegł końca. Chociaż z określeniem "długi" mogłabym się sprzeczać, bo przecież każdy mój weekend wygląda tak samo - od czwartku do niedzieli, wiec jaki to długo wyczekiwany długi weekend? W każdym bądź razie, to były ciężkie, samotne dni. Zaplanowałam sobie tak wiele wizyt, tak wiele miłości, a wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Żołądek ponownie został zaatakowany, więc spędzając dzień w łóżku, miałam wiele czasu do namysłu. Co wymyśliła moja mało mądra głowa? Mało mądre stwierdzenie, że nie ma we mnie miłości. Że nie potrafię kochać, że to tylko uzależnienia od bycia przy kimś. Ale chyba nie jest ze mną do końca tak źle, bo wiem, że to tylko taka gadanina, bo gdzieś tam w sercu jest ten płomień, który symbolizuje jakąś miłość. Samotne cztery dni, kiedy nikt nie interesował się moją osobą, nikt nie zapytał, co u mnie słychać, czy potrzebuję pomocy. Wyczuwam nutę egoizmu, za którą przepraszam. Dodatkowo, na stancji czekała mnie niespodzianka w postaci zalanego mieszkania. Leżę w łóżeczku i podziwiam dużą, brzydką plamę nad drzwiami, którą zawdzięczam pijanemu sąsiadowi studentowi, któremu przypomniało się, że nie ma na jutro gaci, więc trzeba zrobić pranie, ostatnie pranie, bo przecież w tym tygodniu trzeba się wyprowadzić, bo sąsiedzi są niemili. Enough!

Jest taki ktoś, kto dziś obchodzi kolejną osiemnastkę! Ktoś, kto gotuje najlepiej na świecie i lubi się ze mną droczyć. Ktoś, kto nie wie o istnieniu tego bloga, ale może kiedyś, (nie)przypadkowo zobaczy ten wpis i uśmiechnie się pod noskiem. Wszystkiego najlepszego Mamuś! :*




czwartek, 31 października 2013

Trick or treating!

Nie przebiorę się za wampira ani nie nałożę białych szmat, żeby być duchem. Nie przyda mi się też kosa, bo nie chcę udawać śmierci. Nie ozdobię swojego domu w pięknie wyrzeźbione dynie i nie będę chodzić po mieście z reklamówką i krzyczeć: cukierek albo psikus - nadmiar cukierków szkodzi zdrowiu, a psikusów żadnych nie znam, więc oszczędzę sobie wpadek. Nie przywykłam do obchodzenia takich imprez. Nie mam nic przeciwko dzieciom przebranym za różne postacie, które chodzą od domu do domu i żebrzą o coś słodkiego (a tak swoją drogą odwiedziła mnie ich dzisiaj cała masa). I nie mam nic przeciwko rodzicom, którzy dla swoich dzieci organizują małe halloween party. A ja nie obchodzę 31.10 i nie chodzę na takie party, bo po prostu nie chcę, bo mnie to nadzwyczajnie w świecie "nie jara". Mam swoją własną imprezę, pod ciepłą kołderką z jakimś dobrym filmem. I chociaż wolałabym ten film oglądać w przystojnym towarzystwie, nie będę narzekać.

z moich nowości, które nowościami nie są:




wtorek, 22 października 2013

Nocna opowieść o zwykłym życiu:

Pomyślałam, że coś trzeba napisać, bo marnie wygląda sprawa bloggera w październiku. Czuję taką nudę, kiedy patrzę na tę stronę i widzę przestarzałe posty. No dobrze, nie są aż takie stare, bo przecież zaledwie tydzień temu przechwalałam się, że równo rok temu zdałam to cholerne prawko, ale napisałam tylko o tym, więc trochę pusto. Patrzę na wpis z trzeciego dnia października. "Nie, nie lubię jesieni. Nie przekonają mnie do niej piękne złotobrązowe liście ani zapach powietrza! Nie lubię i już! Koniec tematu." I myślę: Tak, kobieta jednak zmienną jest. Zmieniłam zdanie, wyjeżdżając ze stolicy Warmii zaczęłam dostrzegać piękno tej jesieni. W domu, w Rybakach.... szaro jest tylko na olsztyńskich ulicach.
Studenckie życie? Jest całkiem nieźle, nie żywię się chińskimi zupkami, tylko pysznym domowym jedzeniem, albo domową podróbką w moim wykonaniu, co też smakuje całkiem dobrze. Na uczelni robi się coraz ciekawiej. Teoretyczne podstawy wychowania nie są takie nudne i trudne, jak przypuszczałam. Przeciwnie - jedne z najlepszych ćwiczeń, które są na pierwszym roku. Zasypiam tylko na socjologii i na wykładach z biomedycznych podstaw rozwoju oraz psychologii. Nie jest tragicznie. Zaczęłam praktyki w szpitalu - moim zadaniem jest obserwacja nauki chorych dzieci w szpitalu. Cieszę się, bo czuję, że oligofrenopedagogika to był trafny wybór.
Czekam na czwartek, bo w końcu pojadę do domu na dłużej niż kilka godzin. Potrzebuję matczynych rąk i ojcowskich uścisków. Potrzebuję ja i mój organizm, który jest na skraju wyczerpania. Który jest niegrzeczny i rozrywkowy w najmniej odpowiednim momencie. Dwa ciężkie dni przedzielone najgorszą nocą już za mną. Przeżyłam, ale ledwo się trzymam. Not good.
 I found someone few months ago... Nikt nadzwyczajny. Charakter ciężki, chyba tak jak i mój. Jedna z nielicznych osób, która przy mnie jest pomimo moich humorów. Która nie umie się na mnie obrazić na dłużej, niż pięć minut. Która jest moją poduszką podczas seansów filmowych i z którą mogę pogadać na wszystkie tematy. Dobrze jest. A za sześć minut nowy dzień. Czuję, że to będzie dobry dzień i mam nadzieję, że wy czujecie tak samo! :)

Imagine Dragons podbijają moje serce!


wtorek, 15 października 2013

Więc od roku śmigam na naszych polskich, dziurawych drogach i robię trochę szkód....

Z pamiętnika kierowcy:

Piętnasty października roku dwa tysiące dwanaście.
Dzień jak co dzień. Zaślepieni, zabiegani mieszkańcy Olsztyna. I taka ja, zmierzająca do wojewódzkiego ośrodka ruchu drogowego, żeby po raz trzeci stanąć twarzą w "twarz" z czerwonym fiatem z napisem "egzamin". Ten dzień chyba nie sprzyjał każdemu - chłopak oblał placyk dziesiąty raz, dziewczyna zapomniała co, gdzie i dlaczego... ale przecież do trzech razy sztuka. Pierwszy raz westchnęłam do św. Krzysztofa i pach! Głupia litera P a daje tyle radości. 
Dziś mam rocznicę, tak śmiejąc się, bo przecież nie przeżywam tego tak na poważnie. Nawet dostałam za to prezent od siostry, którego w aucie niestety używać nie mogę! :) Więc od roku śmigam na naszych polskich, dziurawych drogach i robię trochę szkód. Już kilka razy życie stanęło mi przed oczami, zrobiłam dziurę zahaczając o rusztowanie i przydupczyłam hondą w renault'a. Szkód trochę jest, za to mandatów jeszcze nie miałam okazji płacić, choć nadarzyło się do tego wiele okazji. I co? Nadal jestem złym kierowcą? :)


czwartek, 3 października 2013

Jesień, studia i inne przyjemności.

Nie  lubię jesieni. Nie przekonają mnie do niej piękne złotobrązowe liście ani zapach powietrza! Nie lubię i już! Koniec tematu.
Odebrałam indeks, odebrałam legitymację, przeżyłam pierwsze zajęcia - ukłony w moją stronę - jestem już studentką oligofrenopedagogiki. Cóż, z nazwą tej specjalności ma problem niejeden człowiek. Ludzie otwierają szeroko oczy na to hasło, więc w internecie znalazłam idealną definicję mojego kierunku! Rozbawiła mnie ona totalnie! :) 
OLIGO- w złożeniach: niewiele, niewielu; nieliczny; med. brak, niedobór, upośledzenie, niedomoga; mały, FRENETYZM = szaleństwo!
rezultat: pedagogika dla nielicznych szaleńców!:) Teraz już wszystko jest jasne! 
Moje wyobrażenie było troszeczkę inne, ale nie mogę narzekać! Pomijając nudną socjologię czy teoretyczne podstawy wychowania - jestem zadowolona a psychologia jest jak na razie najciekawszym przedmiotem, z którym przyszło mi się zmierzyć! :)  A co z innych przyjemności? Mam fajną stancję, fajne współlokatorki i fajną grupę dziekańską. Mam już dużo znajomych w Olsztynie, więc się nie nudzę, nie zrzędzę i mam dobry humor, którym zarażam innych - a przynajmniej się staram! Jutro wolne, więc będę się obijać i poprawiać ten post! Zdaję sobie sprawę z tego, że jest on napisany dość dziwnym językiem, trochę bez składu i ładu, trochę tak niemłodzieżowo i wiem, że mogłam zacząć pisać, jak dostanę jakoś wenę ale.... WHO CARES? Czułam potrzebę i już. Kolorowych snów kochani! (chyba, że czytacie to jak jest dzień to... Miłego dnia:D)

                                        



piątek, 20 września 2013

Nietypowo nietypowe!

Zostało siedem dni wakacji! Za tydzień będę się przeprowadzać do Olsztyna, za którym nie przepadam. Przypadło mi mieszkać w dzielnicy, w której byłam może pięć razy w przeciągu minionych trzech lat. Na uczelnie mam kawałek, ale to zawsze bliżej, niż jakbym miała dojeżdżać z domku. Cieszę się, że znalazłam tę stancję - może nie jest to pokój marzeń, ale jest w nim wszystko co student potrzebuje - szafka, biurko i łóżko. Cieszę się, że udało się załatwić wszystkie formalności w ciągu jednego dnia. Bałam się, że zostanę bez dachu nad głową, a tu proszę - rach ciach ciach i po sprawie!
W życiu jakoś się układa, raz lepiej a raz gorzej. Od ostatniego wpisu wszystko wróciło do normy, no prawie wszystko. Ktoś wygumkował z mojego życia ważną osobę, która towarzyszyła mi w każdym ważnym dla mnie momencie. Z którą oglądanie tego samego filmu setny raz nie było nudne, tylko sprawiało wielką frajdę. Osobę, którą darzę wielkim zaufaniem. Osobę, która teraz unika mnie jak ognia i udaje, że się nie znamy. To przykre, ale nie wierzę, że to ot tak mogło się rozpłynąć. Ktoś musiał się do tego przyczynić. Mam wielki żal do tej osoby, choć tak naprawdę nie mam pojęcia, kto chciałby zaszkodzić tej przyjaźni.

Dziś trochę nietypowo - kilka zdjęć wynalezionych "przypadkiem", które tak naprawdę mogą być tylko obrazkami, które nic nie znaczą.









To jedyny cover tej piosenki, przy którym się rozpływam.



you

sobota, 7 września 2013

Chwile ulotne.

Wchodzę na znany wszystkim portal społecznościowy i nagle otrzymuję pytanie: O czym teraz myślisz? I chciałoby się odpowiedzieć tak bez kultury, bez cenzury dla dzieci, że myślę o tym, jak teraz jest chujowo. Już zaczynam rozumieć, że wszystko jest ulotne. Pewnie, można mi zarzucić, że jestem za młoda, żeby cokolwiek o tym wiedzieć. Ale z punktu widzenia obserwatora, powoli przestaję mieć wątpliwości. I można zadać pytanie: Ania, o co Ci chodzi? A ona odpowie krótko.
Przestaję wierzyć w miłość, taką do końca życia. Przestaję wierzyć, że stanę kiedyś w białej sukni na ślubnym kobiercu i będę przyrzekać miłość, wierność i uczciwość małżeńską dopóki śmierć tego nie rozłączy. To taki bullshit. I choć zgodzę się, że istnieją małżeństwa, które się kochają, chociaż na karku mają osiemdziesiątkę, to myślę, że to są przypadki jedne na tysiąc. Nie wierzę, że to przytrafi się mnie. 
Przestaję wierzyć w Tego, który nas stworzył. Bo jeśli On jest i naprawdę chce naszego dobra, to do cholery dlaczego jest tak, jak jest? Dlaczego nie może być lepiej? Tak, kiedyś słyszałam już odpowiedzi na tego typu pytania. Bo się sprzeciwiamy Jego decyzjom, bo omijamy ścieżkę, którą On dla nas przygotował. Jakby chciał, żeby było dobrze, to by było. Nie rozumiem, naprawdę.

Zdaję sobie sprawę, że to taka plątanina myśli. Że to trochę paradoksalnie brzmi. Że ujrzało to światło dzienne pod wpływem mojego stanu emocjonalnego i że za kilka dni, czy godzin może pojawić się komunikat, że post jest nieaktualny. Może robię błąd, że piszę to co teraz czuję. Piszę zanim ochłonę. Ale jest mi tak cholernie ciężko, tak mnie nosi i pomyślałam, że jak przeleję na internetowy pamiętnik, to mi ulży. Nie ulżyło. 


niedziela, 1 września 2013

the first day of September,

Pierwszy września. Nigdy nie lubiłam tej daty, zawsze kojarzyła mi się z czymś złym. Powód numer jeden to kolejne rocznice wybuchu największego konfliktu zbrojnego czyli II Wojny Światowej. Nie będzie niespodzianką kiedy napiszę, że kolejny związany jest z polskim systemem edukacyjnym - zakończenie wakacji i powitanie nowego roku szkolnego. Dobra, ten dzień ma jeden plus - spotykamy osoby ze szkoły, za którymi mogliśmy zatęsknić. Ale to jedyny plus, który dostrzegam w tej dacie. Ostatnie rozpoczęcie roku pamiętam tak, jakby to było wczoraj. A dzisiaj czuję się dość dziwnie. Pierwszy września nie robi na mnie wielkiego wrażenia, jeśli chodzi o szkołę. Pierwszy raz nie szykuję sobie stroju na apel, nie pakuję walizek i nie wchodzę pewnym krokiem na ostatnie piętro do bursy. Bursa, niegdyś internat. Pamiętam swoje początki z tą przygodą - jeden wielki płacz i krzyk, że chcę wracać do domu, bo byłam tak nieśmiała, że wstydziłam się rozmawiać ze współlokatorkami. Ostatnio wspominałam z Anitą i Kasią wszystko, co działo się przez cały okres mojego pomieszkiwania tam. Wszystkie parapetówki czy filmiki. Nigdy nie wierzyłam w to, że takie słowa padną z moich ust, ale będzie mi brakowało tego klimatu. A teraz? Teraz mam swój summer time. To takie śmieszne, bo kiedy spoglądam za okno, widzę pogodę, która wcale nie przypomina wakacji. Przypomniało mi się dzisiaj stare powiedzenie, że wrzesień plecień, bo przeplata - trochę zimy trochę lata. I tak trochę jest - w internetowych serwisach pogodowych na jutro przewidziany jest deszcz ze śniegiem, ale już we wtorek powraca słońce! Chciałabym się wybrać na jakieś wczasy, bo do tej pory ciężko było urwać się z domu, ale nawet nie wiem, co można zaplanować na tak drastycznie zmieniającą się pogodę? Muszę coś zrobić, muszę jak najlepiej wykorzystać ostatnie, trzydzieści dni najdłuższych wakacji życia.

A wszystkim, którzy jutro muszą rano wstać, aby rozpocząć kolejne dziesięć miesięcy nauki, życzę samych piątek i szóstek! Powodzenia:)


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Change of plans

Miałam tyle planów na ostatnie dni. Najpierw było czwartkowe ognisko, potem sobotni koncert Siewców Lednicy i niedzielne leżakowanie. Niespodziewanie, ognisko zamieniłam w dobry wieczór w przystojnym towarzystwie. Zamiast koncertu zespołu związanego z duszpasterstwem, wybrałam się na nocną przejażdżkę po najukochańszą siostrę na świecie, która przyjechała specjalnie na pielgrzymkę, która była w niedzielę. Po trzech godzinach snu udałyśmy się na kościelną, aby stamtąd ruszyć na zachód do Stoczka Warmińskiego. To moja druga pielgrzymka, jej trzecia. Intencje w sercu pojawiły się dość szybko. Mam nadzieję, że bolące odciski, zdarta skóra u palców przez grę na gitarze, zakwasy w nogach i odpust sprawią, że prośby zostaną wysłuchane. Dziękuję siostrze, ciociom, Marcie, Pawłowi, Damianowi, Asi i Dawidowi za tę wspólną wędrówkę.

Plany na ten tydzień? Dzisiaj z Niemiec przyjeżdża Cataldo, jutro odwożę siostrę, w środę będzie don Eugenio a w czw mam jechać na klasowe ognisko. W sobotę jadę do lawendowej wsi, żeby spotkać się z ludźmi, którzy są mi bliscy. W niedzielę mogę mieć gościa a drugiego września będę cieszyć się ostatnim miesiącem wakacji. Życie jest piękne.


sobota, 17 sierpnia 2013

Ambiwalencja.

Ciężko mi zabrać się za napisanie czegokolwiek, a czuję że dobrze mi to zrobi. Paweł miał rację mówiąc, że to chyba mój pamiętnik. Pamiętnik, do którego może zajrzeć każdy człowiek. Nie wiem, kto to czyta a kto tylko przegląda. Ale ten, kto czyta mógł już zauważyć, że lubię sobie komplikować życie. Czasem się tak zastanawiam, co jest ze mną nie tak, że nie mogę żyć sobie spokojnie, jak Pan Bóg przykazał? Dopadła mnie jakaś ambiwalencja. Mam wrażenie, że znalazłam kogoś, kto sprawia że dzień jest piękniejszy. Kogoś, kto maluje mi na twarzy uśmiech. Ale, żeby nie było tak kolorowo, ta sama persona, która artystycznie łączy swoją rękę z moją a po chwili wbija nóż w plecy sprawia, że chłodne wieczory spędzam w towarzystwie poduszki, która chłonie moje łzy. Ewidentnie dotknęła mnie ambiwalencja, z którą nie umiem sobie poradzić. Ale mam ludzi, którzy są ze mną na dobre i na złe, na których mogę liczyć.

z pragnienia słuchania Williama:






środa, 7 sierpnia 2013

W szybkim skrócie ze zdjęciami i pioseneczką!

Dzieje się wiele ale niewiele takich rzeczy, które warto napisać na blogu. Ogólnie wszystko nabiera szybkiego tempa i przewraca o sto osiemdziesiąt stopni. Jest dziwnie. Rzeczy, które były dla mnie ważne dziś tracą na wartości. Rzeczy, które mnie podbudowywały i czyniły ze mnie lepszego człowieka. Wszyscy mi mówią, jaka to jestem zakochana. I nie wiem, czy ludzie potrzebują okularów, czy to mnie uczucia oszukują. W tej kwestii jestem troszeczkę zagubiona. W sobotę w przypływie emocji oddałam cztery ml krwi, aby warszawski zespół mógł ocenić, czy mogę być potencjalnym dawcą szpiku czy nie. Tydzień temu byłam na kajakach i jestem z siebie zadowolona - co prawda nadal nie umiem wiosłować (to był mój pierwszy raz) i czułam się raczej jak w gondoli (Czarek wiosłował beze mnie i świetnie dał sobie radę) ale pokonałam swój strach przed głęboką wodą (który towarzyszy mi od dłuższego czasu). Jest lepiej. Przyjechał Don Eugenio i przywiózł kilka kilogramów żelków, cukierków i mozartów (to takie pyszne austriackie czekoladki)! Zrobił chłopakom przesłuchanie i zaprosił nas do siebie. W ogródku remonty i remonty i nie mam czasu na lenistwo, dlatego też dziś piszę szybko i skrótowo, więc liczę na zrozumienie, że ten post to takie bezsensowne pisanie zmęczonej osoby! :) A tak poza tym wszystko jest ok.


deklaruję, że...




hello kaczuchy!

a pogoda była taka...

William Fitzsimmons - polecam z całego serducha na spokojne, samotne wieczory:)



piątek, 2 sierpnia 2013

Z wdzięcznością i tęsknotą.

Dałeś mi wspaniałych ludzi, którzy teraz są moimi przyjaciółmi. Dałeś mi osoby, na które mogę zawsze liczyć. Dałeś mi nowe życie, które pielęgnuję tak, jak ogrodnik pielęgnuje ogród. Prostujesz moje ścieżki i usuwasz przeszkody, żebym nie była zagubioną owieczką. Zaufałeś mi i powierzyłeś prace, z których czerpię radość i korzyści. Nauczyłeś otwartości i zrozumienia. Przybliżasz mi tajemnice, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Postawiłeś na mojej drodze mój drugi dom, w którym mieszkam kilka razy w roku. To był Twój pomysł, żeby rodzice i księża trzy lata temu zaciągnęli mnie tam, gdzie obecnie się znajduje. Otworzyłeś mi drzwi do Ruchu Światło-Życie, a ja niepewnie postawiłam stopę. Popchnąłeś mnie,bo wiedziałeś, że to będzie dla mnie dobre. I dzięki Tobie trwam. Trwam razem z Tobą i ludźmi, których kocham, za których jestem Ci wdzięczna. Więc proszę, nie zabieraj mi tego, nie pozwól, żeby to wszystko się rozpadło. Proszę.

2.08.2007 - 2.08.2013 a ja nadal tęsknię i oddałabym wszystko za jedno spotkanie, za jeden spacer, rozmowę czy uśmiech. chciałabym cię tak porządnie przytulić i opowiedzieć ci trochę o tym, co się u mnie dzieje. minęło dwa tysiące sto dziewięćdziesiąt dwa dni czyli równo sześć lat i ponownie śmiem cię braciszku prosić, abyś był moim aniołem stróżem.

Dziękuję za dzisiejszy dzień. Za żółwie i fasolki z Martą, za niespodziankę od ks. Sławka i afrykański prezent od Agaty!:)

Odbudowuje na nowo zaniedbane relacje.


sobota, 27 lipca 2013

26.07.2013 - Name-day

Nie dowiesz się o nich na facebook'u i nie dostaniesz powiadomienia na poczcie. Może właśnie dlatego w mojej rodzinie większą wagę przywiązuje się do imienin niż urodzin. 26 lipca w tym roku był jednym z najlepszych dni w moim życiu! Rano świętowałam w Warszawie - deser lodowy na dzień dobry a na drugie śniadanie zaserwowałam sobie sukieneczkę, trampki i koszulkę. Obiad? Oszukany McDrive w Ciechanowie z chłopakami w trakcie powrotu w rodzinne strony. W Szczytnie zrobiliśmy sobie chwilę przerwy i wstąpiliśmy do Kościoła na mszę świętą. A na kolacje zamówiłam wieczór z rodziną i znajomymi. I tak minął mi dwudziesty szósty lipca, jeden z najpiękniejszych dni w roku.
W tym miejscu, na tej stronie, publicznie w internecie chciałabym podziękować siedemnastce niesamowitych osób, które o mnie pamiętały: Ninie, Ks. Wojtkowi, Mamie, Tacie, Pawłowi, Kamilowi, Babci Marysi i babci Mariannie, p. Ani, Cioci, Izabeli, Anitce, Ks. Sławkowi, Joli, Emilii, Kacprowi i  ks. Adrianowi. Dziękuję Wam za modlitwę w mojej intencji i za wszystko inne, co dla mnie robicie :)






poniedziałek, 22 lipca 2013

Preferisco il Paradiso!

Z pamiętnika animatora ośmiodniowych rekolekcji dla dzieci:

13-21.07.2013 Nowe Kawkowo
Nie jest łatwo kiedy czterdziestka dzieci robi co chce i nie słucha się starszyzny. Nie jest przyjemnie, kiedy na cisze oczekuje się dwadzieścia minut, bo jedne dziecko coś zrobiło i reszta jak te papużki, powtarzają wszystko czyn w czyn. Powala na kolana, kiedy jeden animator śpiewa głośniej od wszystkich uczestników. I nie jest dobrze, kiedy z rekolekcji wraca się podziębionym z okropną chrypą i problemem z przełykaniem czegokolwiek. Ale mimo wszystko...

Za wspólne zabawy na dworze w zbijaka i siatkówkę,
Za radosne pląsy, jazdę konno i ognisko,
Za rozmowy z osobami, których wcześniej nie znałam,
Za pomyłki księdza moderatora, który mówił do mnie "Marta",
Za długie odprawy, na których zasypialiśmy,
Za przybliżenie życia Filipa Neri,
Za wieczorne, szczere rozmowy,
Za to, że pojechałam ewangelizować dzieci, a w rzeczywistości to one ewangelizowały mnie
Za wspólnie obejrzany film, który ciągle nas bawi, choć oglądaliśmy go tysiąc razy
Za terapeutyczną zabawę w Szałstrach
Za wycieczkę do Gietrzwałdu, Olsztynka i Olsztyna,
Za sobotnie łzy, spowodowane wzruszeniem i tęsknotą,
Za każdego uczestnika rekolekcji, animatora, moderatora i kucharki,
Za każdy uśmiech, w którym byłeś widoczny Ty
Dziękuję Ci Panie.

Początki nigdy nie są łatwe. Zawsze będziemy narzekać, bo coś pójdzie nie po naszej myśli. Zawsze będziemy tęsknić do domu. Ale kiedy nadchodzi czas zakończenia rekolekcji, pojawia się płacz i świadomość tęsknoty, świadomość, że nie spotkamy się już w tym samym gronie. Ale trzeba się uśmiechnąć i pamiętać, że: "nadszedł czas ostatni raz spotkać się w Kawkowie, w Kawkowie, aeaeao wrócimy tu za rok! my wszyscy, my wszyscy a może jeszcze ktoś!" (piosenka na melodię siejeje :D)

Pozwolę sobie wstawić kilka filmików, które umilały nam każdy dzień:

filmiki mogą być niezrozumiałe dla osób, których z nami nie było, więc stwierdziłam, że można troszkę powyjaśniać także zabieram się do roboty!




1. Jak już wcześniej wspomniałam, oglądaliśmy film o Filipie Neri. Co nam zostało w pamięci? Oczywiście piosenka, którą w filmie dzieci zaśpiewały przed papieżem: PARADISO! :)


2. A skoro mowa o niebie....

przepraszam za jakoś filmików - w telefonie i na dysku to wyglądało całkiem inaczej!:)


wtorek, 9 lipca 2013

Mrs. Student

Chciałam podziękować moim znajomym za wsparcie i modlitwę w mojej intencji. Dziś wszystkie wątpliwości zostały rozwiane. Dostałam się! Zarówno na pedagogikę specjalną jak i na filologię rosyjską. Co wybieram? Bez dwóch zdań - pedagogikę. Przede mną trzy lata na Uniwersytecie, który znajduje się na pięknej Warmii. Na magisterkę zawitam w Warszawie. Takie mam plany. A dziś jestem najszczęśliwszą osobą w moim miasteczku! Dzień spędzam w miłym gronie na świeżym powietrzu z piękną pogodą (trzeba korzystać, bo moja siostra właśnie wyczytała, że według pogody pogoda ulegnie zmianie). Teraz czuję, że mam wakacje! ;)

A moim rodzicom z okazji dwudziestopięciolecia zawarcia sakramentu małżeństwa życzę kolejnych dwudziestu pięciu lat i uśmiechu każdego dnia! :)




piątek, 28 czerwca 2013

Potrójne radości.

Radość pierwsza:
5 322 km od Bisztynka znajduje się Sokodé, jedno z największych miast w Togo.  Dla nas, ludzi "białych" Afryka kojarzy się z zacofaniem, głodem i biedotą. Czy afrykańskie dziecko wie, jak wygląda tablet? Czy co drugi togijczyk posiada iphona? I co z internetem?
Pierwszy raz zadzwoniła do mnie Afryka. Facebook podobny to Skype to jednak fajna sprawa. Odbieram i patrzę na okienko w którym widzę ciocię, która od 19 lat zamieszkuje czarny kontynent. Na kamerkę spogląda jeszcze (jak to mówią misjonarze) jedna czekoladka. Nie wiele słyszę, bo łącze takie sobie. Ciocia tłumaczy, że mają internet na kredyt i pewnie zaraz wszystko padnie. I tak było. Wiem tylko, że u niej wszystko w porządku. Togijczyk nic nie mówi - ja nie znam francuskiego, on nie zna polskiego. Jedyna nasza konwersacja to szczery uśmiech, który dał mi więcej radości niż tabliczka czekolady. Afryko, dziękuję.

Radość druga:
Nazwano to "ogólnopolską katastrofą" i tak trochę było. Ponad tysiąc osób w warmińsko-mazurskim przystąpi do egzaminów poprawkowych w sierpniu. Ponad pół tysiąca tegorocznych maturzystów nie dostało dziś świadectwa dojrzałości i w tym roku nie dostanie. Moja druga radość brzmi: zdałam maturę i żadnych poprawek dla mnie nie przewidziano. Mam szansę stać się studentką oligofrenopedagogiki. 

Radość trzecia:
Trzecia radość związana jest z najlepszą kobietą na świecie - dotyczy mamy. Otóż udzielono jej absolutorium. Pani Prezes na kolejny rok! Jestem z niej dumna! :)

środa, 12 czerwca 2013

Trzydzieści lat.

12.06.1983 przyszedł na świat i wygrał z tamtejszą medycyną, powalając wszystkich na nogi i udowadniając, że Jezus miał rację mówiąc, że nie znasz dnia ani godziny. A dziś mija równo trzydzieści lat. To dużo czasu. Mogłabym być już ciocią Twoich szkrabów, albo druhną na Twoim ślubie. W dniu Twoich urodzin, które spędzasz w najlepszym gronie, chciałabym Cię prosić, żebyś był moim Aniołem Stróżem.
Kocham Cię.

a wieczór upływa w melodii Bednarka.


wtorek, 4 czerwca 2013

Warszawa!

Pierwszy wakacyjny wyjazd uważam za jak najbardziej udany! To jednak prawda, że spontaniczne, nieplanowane wypady są najfajniejsze! W piątek odwiozłam siostrę na dworzec, a w sobotę to ona wyjechała po mnie. A w przeddzień śmiałam się, że pewnie ja będę u niej szybciej, niż ona znowu w domu. I wykrakałam piękne dwa dni! :)
Planów było co niemiara! W pierwszej kolejności miałyśmy zwiedzić Zamek Królewski, potem iść do kina, pojeździć rowerami po starówce...iść na zakupy. Na zakupy poszłyśmy, rzecz jasna! Kino było, ale domowe - Hua Mulan zamiast Drugiego oblicza. Ale przynajmniej można było obejrzeć w spokoju i zrobić pauzę w każdym momencie. Zamiast Zamku Królewskiego, zwiedziłam domek znajomego w podwarszawskim Mysiadle. Metro, autobus i nogi zastąpiły rowery, które wyszłyby nam na zdrowie, szczególnie po poniedziałkowym grillowaniu. 
A dziś zarejestrowałam się w internetowej rekrutacji uniwersytetu warmińsko-mazurskiego. Jeśli przyjdzie mi tu zostać będę specem od oligofrenopedagogiki! (w końcu nauczyłam się tej nazwy na pamięć!). Dziś wróciłam z Warszawy. Dziś zmieniłam wygląd bloggera, który jest chyba bardziej "żywy" niż ten, który był wcześniej.
Trzymajcie się ciepło, w te różnopogodowe dni. (tak wiem, że nie istnieje takie słowo jak "różnopogodowe", ale zawsze można przymknąć na to oko) :)


czwartek, 30 maja 2013

Marcie z okazji urodzin!:)

Ah ten maj! Ma w sobie to coś! Każda notka dedykowana komuś, przyjemnie, nawet bardzo!:)


Ma na imię Marta i kończy dziś siedemnaście lat. To właśnie jej dedykowany jest ten post, ale nie jest to prezent urodzinowy - nie idźmy na łatwiznę. Wczoraj przeglądałam pudło z rzeczami wartościowymi i znalazłam od niej kartkę, w której dziękowała mi za obecność i mówiła, że jestem darem. Dzisiaj to ja jej dziękuję, za to, że jest. Za to, że mogę być razem z nią w tym dniu kiedy się starzeje! :)


poniedziałek, 27 maja 2013

Dobrze mi z Tobą!

Zanim zaczęłam przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej, zastanawiałam się jak to możliwe, że każdy chrześcijanin po tym sakramencie może jeść Jezusa. Myślałam sobie, że to musi być potężny gość, skoro wszyscy mogą Go zjeść. Ale idąc inną drogą: jak człowiek może dać się tak po prostu jeść? Po co mamy pić jego krew? Jak można w ogóle pić krew? To niedorzeczne. Pić to można sok, ewentualnie herbatę. Tak, właśnie takie odczucia mi towarzyszyły. Dodatkowo interesował mnie smak tego ciała. Taka dziecięca burza mózgów. Z czasem wszystko stało się jasne. Ciało i Krew Pana Jezusa. Pamiętam jak Go przyjmowałam pierwszy raz - to był rok 2003. Dokładnie dziesięć lat temu. Jak ten czas szybko leci! Pamiętam moją piękną albę ze złotym wykończeniem. Zamiast białego wianka na głowie, miałam zielony wianuszek - z żywych, białych kwiatów. Przetrwał on cały biały tydzień! Pamiętam emocje, które mi towarzyszyły i psalm, który śpiewałam : "W tym dniu wspaniałym wszyscy się weselmy". Pamiętam łzy szczęścia babci D.
Wydaje się, że dziesięć lat, to wcale nie tak dawno temu. Ale Komunie wtedy wyglądały zupełnie inaczej. Nie liczyła się liczba gości. Nikt nie pytał dziecka co woli dostać: tablet czy i phone? A może xbox'a, bo przecież każdy ma to i ty musisz. Łańcuszek jako prezent? Proszę cię! Litości... Ale ja pamiętam - od rodziców dostałam rower! Mój pierwszy, tylko na wyłączność, szary rower! Oczywiście - rower na dwóch kółkach! Ale to był czas, kiedy nie przywiązywało się wagi do tego, co się dostanie. Najważniejsze było przyjęcie Pana Jezusa. 
I tak trwamy razem dziesięć lat i tak dobrze nam! :) Doświadczam Go codziennie, z dnia na dzień coraz bardziej. 

" O jak dobrze mi, jak dobrze" :)


niedziela, 26 maja 2013

Wyjątkowa, najlepsza - mama

Znana jako siostra wielodzietnej rodziny. Nie lubi owijać w bawełnę, skromność do niej nie pasuje. Pewnie stąpa po ziemi i ma najfajniejsze córki na świecie. Gotuje lepiej niż Gesslerowa, jest lepszą Perfekcyjną Panią Domu niż Rozenkowa. Mogłaby zmierzyć się z niejednym architektem. Akademia Sztuk Pięknych byłaby nią zachwycona. Nie dorasta do pięt Kubicy, ale od tego są mężczyźni. Ma duszę podróżniczki. Lubi opowiadać o tym, jak kiedyś wyglądało nasze miasteczko. Najpiękniejszą rzeczą jest uśmiech na jej twarzy. Nauczyła mnie wiązać buty i zakładać ubrania. Była moją instruktorką w nauce chodzenia. Uczy, jak być dobrym człowiekiem. Jest moją przyjaciółką, w której mam niesamowite wsparcie. Mama, mateczka, mamusia - nigdy "stara".



wtorek, 7 maja 2013

Dojrzałość, czyli keep calm and zdaj maturę!

Kiedy zaczyna się prawdziwa dojrzałość? Teraz mogę powiedzieć, że w momencie odebrania świadectwa dojrzałości, a ono już niebawem, dwudziestego ósmego czerwca.

No więc, trzymać kciuki, modlić się i wszystko, co możliwe! A ja uciekam do powtórki z matematyki!



środa, 1 maja 2013

Kwiecień i MAJ, znów mamy wiosnę!

Uwielbiam miesiąc maj! Wtedy dookoła wszystko tak pięknie kwitnie i trawa nabiera pełnego, zielonego koloru. Lubię te zapachy grillowanych potraw, które unoszą się w powietrzu i zahaczają o nosy sąsiadów.
6 dni. Dokładnie tyle dzieli mnie od mojego pierwszego egzaminu dojrzałości, który zadecyduje, czy będę surdopedagogiem, czy też wyląduje na bruku.


piątek, 26 kwietnia 2013

Przemyślenia zbyt długie na facebook'owy status.

Chyba powinnam zatytułować ten post jednym wyrazem - wakacje. Ale jakoś nie ma we mnie z tego powodu szczególnej radości.
2.5 lata - tyle wystarczyło, żeby narodziły się nowe przyjaźnie. Nie chcę, żeby zakończyły się jak te z gimnazjum, gdzie każdy obiecywał sobie przyjaźń do grobowej deski, a wyszło jak wyszło. Teraz jesteśmy dorośli i może słowa znaczą trochę więcej. No ale, nie ma co się rozczulać - widzimy się jeszcze na maturach, a potem może spotkamy się na schodach jakieś uczelni? :)
Dziś postawiłam ostatni krok w sali dwieście jeden. Dziś ostatni raz siadłam w ławce z Dominiką i narzekałam z dziewczynami na długość uroczystości pożegnania maturzystów - prawie trzy godziny!
Czego nauczyło mnie liceum? Odpowiedzialności i pokonywania słabości. Sama radziłam sobie z problemami, które czasem sama stwarzałam.

Jak będę wspominać nasze elitarne czwarte l.o? Jak już dziś powiedziała Agnieszka: Każdy z nas pozostawi w tej szkole cząstkę siebie. Tu przeżywaliśmy nasze sukcesy i gorycz porażek. Tu zawiązały się przyjaźnie, które teraz będą musiały przejść próbę rozłąki. Chwile spędzone w szkole będą najmilszym wspomnieniem. Jesteśmy cegiełkami w murach IV LO im. Marii Skłodowskiej-Curie.
A dla absolwentów gimnazjum, razem z Emilią powtarzamy : jak się uczyć to tylko tu, w czwórce!

Tak mi trochę smutno, że jestem już absolwentką szkoły średniej! Jak ten czas szybko leci!

3C humanistyczno-językowy - glad i met you! 



środa, 24 kwietnia 2013

Wyprowadzka.

No i stało się - wyprowadziłam się. Nie do końca, ale w szafie wiszą tylko dwie kurtki, a poza naczyniami i jednym kartonem nie stoi nic. Zostało mi tylko zrobić obiegówkę, wymeldować się i posprzątać w czterech kątach.

Ponad dwa lata minęły jak jeden dzień. Pamiętam pierwszy dzień, kiedy siedziałam cicho, a nocami tęskniłam za swoim ciepłym łóżkiem i znajomymi z gimnazjum, a potem chciałam się wyprowadzić. Niedziela była najgorsza, bo oznaczała powrót do bursy, w której nie zawsze było miłe towarzystwo. Pamiętam ogrom moich współlokatorek - trochę ich się przewinęło przez te lata. Rozmowy nocą z Sylwią, żarty Laury, seans "Przepisu na życie" z Kasią i wieczorne imprezy z Anitą.
Chyba mi będzie tego brakowało. Zawsze chciałam uciec od monotonii, która mi tam towarzyszyła. A teraz, kiedy spakowałam walizki, stwierdziłam, że będzie mi jej brakować. Ale tak to już jest.
Życie w bursie ma jakiś swój urok, to na pewno. I nie jest to szkoła wytrwania - a kiedyś już to słyszałam! :)


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Glad you came, spring! ;)

Doczekałam się! Śnieg stopniał i mam nadzieję, że na dobre! Słoneczko świeci, żadnej chmurki na niebie i przyjemny wiaterek! To jest to, tak to wiosna!






sobota, 6 kwietnia 2013

Spring! - where'd you go? i miss you so...

Na wiosnę chyba jeszcze trochę poczekam, chociaż prognozy pogody zapowiadają się ciekawie. Niestety, tyle razy się już zawiodłam, że wolę nie ufać pogodynkom. Kurcze, jak ja chcę już tej wiosny. Wyjść na spacer bez kozaków, bez szalików i zimowych płaszczów. Pobiegać, pojeździć na rowerze i porobić zdjęcia. W domu czuć wiosnę, ale kiedy wyjrzę za okno to wszystkiego mi się odechciewa. Ale mam nadzieję, że ten śnieg zaraz zginie, bo nie chcę zdawać matury w takie ponure dni!
Wszystko się jakoś układa. Życie zaskakuje mnie bardziej niż pogoda. :) Może tak ma być? Może tak ma to wszystko wyglądać i nie należy niczego zmieniać? Nie szukam odpowiedzi na pytania, która siedzą w mojej głowie. Nie gdybam, bo to nie ma sensu.

A ogólnie, to jest dobrze. Święta minęły bardzo szybko. Teraz intensywna nauka, koniec roku i wspomniana już wcześniej matura. Tak, można się za mnie pomodlić! :)






sobota, 30 marca 2013

Męka, śmierć, zmartwychwstanie...

Jak bardzo człowiek może doświadczyć pustyni? Jak bardzo człowiek może zmienić się w ciągu czterdziestu dni? Jak bardzo człowiek musi być zagubiony, skoro zapomina o Tym, który go stworzył? Jak bardzo Ten, który go stworzył, musi go kochać, skoro zmarł na krzyżu dla jego zbawienia?

Pustynia, kuszenie i samotność przez czterdzieści dni, aby teraz świętować Jego zmartwychwstanie.


środa, 27 marca 2013

Nieproszony gość.

Przyszła niespodziewanie. Zapukała z samego rana - nie dała się wyspać, nie miała w sobie ani cienia litości. Popsuła plany na cały dzień, czuła się, jakby była u siebie i przesiedziała kilka dobrych godzin. Przez nią czułam się jakbym była na kacu po tygodniowej balandze, wzięłam leki, a ona przykleiła się do krzesełka i tak mnie polubiła, że nie chciała odejść. To migrena.

Nigdy nie miałam migreny, ale szybko ją zdiagnozowałam. Okropny ból głowy przy poruszaniu, światłowstręt i wymioty. A w międzyczasie za niskie ciśnienie. Przeleżałam dwie trzecie dnia. Odpoczywałam męcząc się coraz bardziej. Nie mogłam nic jeść, oczy zamykały się same, a potem same się otwierały. To było rano, teraz jest podobnie. Teraz, o jedenastej w nocy. Ibuprom podany przez pielęgniarkę zawiódł. Buziak mamy nie pomógł, a w dzieciństwie to był lek na każdy ból.

Nieproszeni goście wychodzą w najmniej oczekiwanym momencie. Wychodzą bez pożegnania, kiedy chcą. O każdej porze dnia i nocy. Mam nadzieję, że ten gość, a raczej gościówa, wyjdzie najszybciej jak się da.

Spokojnej nocy :)


Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka