Strony

piątek, 10 kwietnia 2015

Z austriackiego dziennika.

Preitenegg, poniedziałek wielkanocny
Wybrałam się wieczorem na przejażdżkę po górach, zapominając o porannej śnieżycy. Alpejskie drogi raczej nie należą do dobrze zabezpieczonych górskich dróg. A wujkowe auto nie posiada napędu na cztery koła. No i stało się tak, że nie podjechaliśmy pod górę. Mało tego wpadliśmy w mały rów. W mały i jedyny w pobliżu mały rów! Całe życie stanęło mi przed oczami, a zdrowaśkom końca nie było.

Preitenegg, wtorek w oktawie wielkanocnej
Umówiliśmy się na obiad do kolegi z dzieciństwa. Trochę się do niego jedzie - trzeba przejechać całą Karyntię. Fajnie było, ale zanim tam dotarliśmy, załapaliśmy kapcia. Obstawiam, że to efekt poniedziałkowych przygód. Ale co zrobić? Chcieliśmy pojechać naszym autem, ale trochę nam było szkoda (jesteśmy straszni, co?) Więc, za polskie dwa piwa załatwiliśmy sprawy z mechanikiem. Raz, dwa i mamy koło. Polskie piwo, cóż za atrakcyjna cena!

Flattnitz, ten sam dzień
Nic nie napiszę, pokażę tylko jak tam pięknie.

Bisztynek, środa
Po przygodach w Alpach, załapaniu kapcia, remontowanej autostradzie w Czechach i polskich, nawet dobrych drogach w Polsce - wróciłam do domu i wcale nie jest mi tu dobrze. Teraz się możecie śmiać, bo przecież dałabym sobie rękę uciąć, żeby tam nie jechać, a teraz narzekam i płaczę, że mnie tam nie ma.
I znowu Radio OE3 zastępuje mi ESKĘ. I kolejny raz otwieram słownik polsko-niemiecki, żeby wzbogacić swój zasób słów tego ciężkiego w brzmieniu języka. Spoko, za tydzień mi przejdzie.



Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka