Strony

środa, 18 grudnia 2013

The uninvited.

Do odważnych świat należy.
Po ostatniej weekendowej nocy wiem, że ja jestem odważna. Od dziecka boję się ciemności. Boję się przebywać sama w domu, a co dopiero wyjść gdzieś poza. A jeden telefon zmienił moje podejście do tej sprawy. I tak oto, o drugiej w nocy wybrałam się na pięciokilometrowy olsztyński spacer, żeby uratować jeden, zalany tyłek. Cały strach odszedł na bok. Samotności nie było, bo mam dobrych przyjaciół, którzy wspierali mnie telefonicznie w tej wędrówce. Warto było? Warto.

The uninvited.
Bóle mięśniowe, przezroczysta wydzielina z nosa, zaczerwienione oczy i gorąca głowa. Ciepły polar z kocykiem, plusowa temperatura pokojowa, a człowiekowi dalej zimno. Choroba chyba zbliża się wielkimi krokami. I tak mnie męczy, dołuje i uciec nie chcę. A ja jej teraz nie potrzebuję, nie chcę. Idź sobie precz!

Koła, kolokwia, kolunieńka.
Zaczął się ten czas, kiedy trzeba coś zaliczyć, żeby podejść do zimowej sesji. I chociaż ochota, żeby się pouczyć jest (niewielka, ale to zawsze coś), to ciało odmawia posłuszeństwa. Materiału, wbrew pozorom jest mało, ale głowa, w której dudni jakbym była po tygodniowej imprezie, nie dopuszcza do siebie żadnych treści. Kolokwium już jutro, a czas ucieka.

Święta.
Zbliżają się wielkimi krokami, chociaż ja zupełnie ich nie czuję. Za pięć dni będę śpiewać kolędy przy wigilijnym stole. To dziwne uczucie, bo kiedy wyjrzę za okno widzę październik. Przechadzałam się dzisiaj po olsztyńskich uliczkach i mijałam świąteczne stoiska. Zapach choinek, widok świecidełek, bombek. Świąteczne wystawy sklepowe, św. Mikołaj na Wydziale Nauk Społecznych i puste portfele. A ja dalej nie czuję, że święta tuż tuż...



Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka