Strony

środa, 30 stycznia 2013

lawendowe pole pod białą pierzyną.

Lawendowe pole pod białą pierzyną. (spodobało mi się to określenie co do Nowego Kawkowa)
Początkowe zniechęcenia i pesymistyczne podejścia zniknęły, gdy postawiłam pierwszy krok w refektarzu, gdzie grupka dzieci przywitała mnie gromkimi brawami.
Rozwydrzone, potrzebujące zainteresowania. Dzieci, które jeszcze nie zdołały dostrzec Boga. To małe podlizuchy, które ciągle chcą być na czyiś rękach, chcą mówić coś na uszko, co w rzeczywistości oznacza buziaka w policzek. Chcą się przytulać i tańczyć. Zginają nogi, gdy czują, że zaraz zostaną postawione na podłodze. Trzymają ze rękę, kiedy trzeba iść. Przeżywają zakochania na trzydniowych rekolekcjach. Chłopcy wzdychają do dziewcząt, które są twarde niczym skała i na nic ich starania. Ani bransoletka zrobiona własnoręcznie (przez faceta) ani miłosny list nie są w stanie zmiękczyć tej pięknej płci.
To opis dzieci, które były ze mną nieustannie 24/h przez ostatnie trzy dni.
Ciężko pełnić dwie funkcje na takiej oazie. W jakiej roli czułam się lepiej? Chyba jako muzyczna, bo dzieci miały niesamowity zapał do śpiewu. Animatorka grupy męskiej to trudne zadanie, szczególnie, gdy chłopcy są w wieku dojrzewania i zamiast skupić się na tym co najważniejsze, skupiają się na.... nogach animatorki, czyli na błahostkach. Ale to zawsze +1 w podwyższeniu samooceny. :)
Animatorzy w przeróżnych strojach - od eleganckie polskie po afrykańskie, tańce, hulańce, konkurs na najładniejszą maskę i wybór króla i królowej balu - to nasza uczta miłości (agape).
Płacz dzieci, bolące brzuszki. Moje 35.7 i okropny ból głowy, cierpliwość i smaczne jedzenie. Podkreślenie własnej wartości, godności i długie odprawy. A to wszystko tam, gdzie zaczęła się moja przygoda.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka