Strony

sobota, 20 października 2012

Ola.

Nadchodzi czasem w życiu taki moment, że chciałoby się zaśpiewać za Danutą Rinn "Gdzie Ci mężczyźni, prawdziwy tacy?". Pytanie dopadło i mnie. Na razie nie mam pojęcia, jak na nie odpowiedzieć - dzisiejszy czas pochłonęła mi schola oraz moja wspaniała Ola.
Ola - wiele o niej na blogu było. Ola to oczko w mojej głowie. Kochana, choć przepełniona niesamowitą energią, która w mig męczy człowieka. Jej korzenie sięgają po krańce kraju makaroniarzy. Nie mam jej na co dzień. Jest taką małą podróżniczką - dzisiaj na gorącej, czterdziestostopniowej wyspie, a jutro w kraju bijącym serce świata, jak mawia Davies. Teraz przyjechała na dłużej. Jestem z nią raz w tygodniu. Wychodzę od niej zmęczona, ale zadowolona. Jej dom to mój salon piękności. Za jednego buziaka na moich ustach pojawi się lipstick, a moje paznokcie zostaną pomalowane, po czym przejdą męczarnię - tragiczne usiłowanie zmycia się. To Ola, którą trzeba nosić na rękach, którą trzeba brać na barki. Ola, z którą trzeba bawić się w szkołę i fikołki. Ola, która gryzie, z którą trzeba rozmawiać z języku angielskim i włoskim, bo potrafi mieszać cztery języki i nie zrozumiesz, choćbyś chciał, o co jej chodzi. Ola, która przywiązuje się do mnie i nie chce wyjść, tylko spać tutaj, bo przecież ona "nie lubi spać w swoim domku". Wreszcie to Ola, która dzisiaj zaczęła się ze mną modlić, składając ręce i powtarzając słowa modlitwy "Aniele Boży". Wytrwała do "strzeż" i zakończyła swoją rozmowę. Taka jest Ola - mój kochany pieszczoch, bez którego życie stałoby się nudne.





Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka